Trudno być optymistą, jeśli jednego dnia auto zachowuje się poprawnie (jak na Williamsa), a drugiego wszystko się sypie i jazda to jakiś koszmar. Podczas Grand Prix Hiszpanii Kubica przeżywał właśnie takie dni. Robert zdał sobie sprawę, że pozostaje mu chyba jedynie gorzka ironia. – Ogólnie mieliśmy problemy... To znaczy nie mieliśmy problemów. Wszystko było OK – wypalił podczas wypowiedzi dla stacji Eleven, gdy opisywał weekendowe wydarzenia na torze pod Barceloną. Trudno nie odnieść wrażenia, że krakowianin ma po prostu wszystkiego dość i odechciewa mu się jeździć samochodem Williamsa, omyłkowo tylko nazywanym bolidem F1. Nie chce mu się już nawet krytykować albo dostał z zespołu sygnał, by powstrzymać się z ostrzejszymi ocenami.
Najbliższy wyścig odbędzie się 26 maja na legendarnym ulicznym torze w Monte Carlo, który jest wielkim wyzwaniem dla kierowców, szczególnie dla Roberta z jego ograniczeniami fizycznymi. Polski zawodnik ma jednak dobre wspomnienia z Grand Prix Monako, dwa razy stał tu na podium. Tym razem nastroje przed startem kwituje wyjątkowo smutno. Na pytanie, czy z niecierpliwością czeka na ściganie w Monte Carlo, Kubica odparł sucho: „Ze średnią”.
Przy takiej mizerii brytyjskiego zespołu nie brak sensacyjnych pogłosek, że lada moment zastąpi go w Williamsie kierowca rezerwowy Nicholas Latifi. Gazeta z Montrealu sugerowała ostatnio, że to kwestia czasu. Zapomniała tylko, że Kanadyjczyk nie ma superlicencji wymaganej w F1 i w 2019 r. może jeździć bolidem wyłącznie na treningach. W tym sezonie nie zmieni Polaka, ale sprawa jest otwarta w przyszłym roku.