Bolid Francuza wpakował się w barierę przy prędkości 220 km na godzinę (przeciążenie wyniosło 53G!), rozleciał na pół, a przednia część, z kokpitem kierowcy, momentalnie stanęła w płomieniach. Przez 28 sekund Grosjean przebywał w ogniowej pułapce. Uratowały go zaawansowane zabezpieczenia: system ochrony głowy Halo, czyli tytanowy pałąk nad kokpitem o gigantycznej odporności na zderzenie oraz tkanina nomex, z której wykonany jest strój kierowców, wytrzymująca 850 stopni przez co najmniej 12 sekund. Romain wyszedł z tego o własnych siłach, w zadziwiająco dobrym stanie: stracił tylko... but, ma poparzone dłonie. Przyznał, że kilka lat temu nie był zwolennikiem systemu Halo. – Bez niego nie rozmawialibyśmy dzisiaj – nie ukrywa teraz Francuz, który czuje się coraz lepiej i przekazuje to publikując obrazki ze szpitala w Bahrajnie.
Na ostatnim widać jak zaczyna ćwiczyć. Ma obwiązane bandażami dłonie, które uległy poparzeniom, na także na kolanie i kostce ma opaski ochronne. Jest jednak w kapitalnym humorze, czemu dał wyraz. „Nigdy nie sądziłem, że kilka przysiadów sprawi mi taką frajdę. Dochodzę do siebie po wypadku, mam nadzieję, że poparzone ręce też zostaną wyleczone. Dzięki za wszystkie wiadomości. PS. Wciąż piszę bardzo powoli...” – przekazał Grosjean, który początkowo narzekał gównie na to, że z powodu urazów dłoni nie będzie w stanie wysyłać na razie esemesów...