Pół biedy, gdyby pracowała dla Mercedesa, Williamsa czy kogokolwiek innego. Ale nie. Tu chodzi o Ferrari. O krwistoczerwone barwy i charakterystyczne - nie do pomylenia z niczym - logo.
Lewis Hamilton jakiego nie znacie!
Niedoszła pani szpieg uznała jednak, że nikt jej nie pozna. Więcej. Misję postanowiła przeprowadzić w myśl starej zasady: "najciemniej pod latarnią". Stanęła więc tuż nad warsztatem ekipy Mercedesa. Na dodatek w rękę wzięła największą kamerę, jaka była prawdopodobnie dostępna w sklepie. Kamera, jakiej na tajną akcję nie wziąłby żaden szpieg. Żaden turysta. Nikt. Takich kamer po prostu się nie używa. Są produkowane jako skala porównawcza dla klientów sklepów ze sprzętem RTV. Stoją na półeczce z podpisem: "właśnie dlatego będziesz potrzebował smartphone'a, tablet i cokolwiek jeszcze wymyśliła firma Apple".
Sami jesteśmy ciekawi cóż słynna już Jane Blond dojrzała w obiektywie ogromnej kamery. Przedstawiciel Ferrari - tłumacząc swojego nieudolnego szpiega - nie pozostawił wątpliwości: - Nic specjalnego.
Mamy jednak wrażenie, że cała sprawa wygląda tak idiotycznie, że aż trudno uwierzyć, że nie była to prowokacja. Co nie zmienia faktu, że w ten sposób świat zobaczył włoską odpowiedź na brytyjskiego Jamesa Bonda.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail