W trakcie swojej wieloletniej kariery Tomasz Gollob ulegał mniej lub bardziej poważnym wypadkom. To nieuniknione w jakimkolwiek sporcie motorowym. Niedzielny był jednak najpoważniejszym z nich. Marek Harat, który operował byłego mistrza świata na żużlu, przyznał, że 46-latek najprawdopodobniej będzie musiał zakończył karierę. Rodzina sportowca nie traci jednak wiary. - Jest silny i na pewno będzie walczył! Lekarze mówili, że na razie będzie utrzymany w stanie śpiączki farmakologicznej ze względu na duże obrażenia, jakich doznał. Przede wszystkim chodzi o płuca. Tomek nie może sam oddychać. Dzisiaj lub jutro lekarze mają podjąć próbę częściowego wybudzenia, by sprawdzić czy mój syn jest sam wstanie oddychać. Martwię się o niego, ale nie tracę wiary. Operował go najlepszy lekarz. Jestem wdzięczny wszystkim medykom, że Tomek najpierw tak szybko trafił helikopterem do szpitala, a potem na stół operacyjny. Odbarczenie mięśnia nastąpiło bardzo szybko (w czasie mniej niż 3 godziny) i dzięki temu zwiększyły się szanse Tomka na powrót choć do częściowej sprawności - powiedział "Super Expressowi" Władysław Gollob, ojciec Tomasza.
Pan Władysław przyznał także, że wiadomość o wypadku spadła na rodzinę jak grom z jasnego nieba. - Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Tomek miał podczas swojej kariery żużlowca tyle poważnych wypadków, które różnie mógłby się skończyć. Zawsze jednak wychodził "obronną ręką" z różnych opresji. Może to źle zabrzmi, ale mój syn przeżył tyle poważnych wypadków na żużlu, a mógł stracić życie na motocrossie podczas treningu - podkreślił.
- Tor w Chełmnie jest trudnym torem, ale Tomek znał to miejsce. Wielokrotnie na nim trenował, brał udział w zawodach i cieszył się motocrossem - zakończył Władysław Gollob.