Doktor Adamczyk ocenia złożoność operacji, którą przeszedł Kubica na 9 w 10-punktowej skali. Uważa jednak, że lekarze ze szpitala Santa Corona w wysyłanych komunikatach prawdopodobnie trochę wyolbrzymili niebezpieczeństwo.
- To często stosowana praktyka, lepiej dmuchać na zimne, niż nie docenić ewentualnych zagrożeń. Tym bardziej że przy zderzeniu doszło do poważnych uszkodzeń tkanek miękkich. Te obrażenia były dość rozległe - mówi Adamczyk.
"Super Express": - Naprawdę jest szansa, by zmiażdżona dłoń odzyskała pełną sprawność? Przecież Kubica kilka lat temu już przeżył poważną kraksę. Wtedy skończyło się na 18 śrubach w dłoni...
- Człowiek składa się z krystalicznych nitek, które gdy pękają, to są wymieniane w całości. Jony magnezu, fosforu, wapnia są wydalane i zastępują je nowo wytworzone. Dlatego po kilku latach od wypadku można powiedzieć, że tytanowe płytki zostały włożone w zdrową rękę. Proces regeneracji tych popękanych nitek już dawno się zakończył. Jeżeli pan Kubica nie zgodził się na wyjęcie śrub, to ich obecność może nieco utrudnić leczenie. Szczególnie gdyby do nowego urazu doszło w ich sąsiedztwie.
- Wierzy pan, że Robert Kubica może wrócić do Formuły 1?
- To nieprawda, że aby uprawiać sport, trzeba mieć absolutnie sprawną rękę. Niewielka niesprawność dłoni nie wyklucza wyczynowej gry w siatkówkę czy prowadzenia bolidu F1. Spokojnie można sobie poradzić z niepełnym zgięciem, np. poprzez inne ustawienie manetek w samochodzie. Znacznie mądrzejsi będziemy jednak dopiero, gdy stanie się jasne, czy pacjent uzyskał całkowite czucie w dłoni. Ale o tym przekonamy się dopiero za kilka miesięcy.