W Częstochowie miał rozpocząć się nowy rozdział w karierze Balskiego - debiutował w otwartej telewizji, a w jego narożniku po raz pierwszy stanął trener Tomasza Adamka Gus Curren. Wygrał na punkty, lecz zaprezentował się przeciętnie. Po walce okazało się dlaczego: - Już w 1. rundzie rywal złamał mi żuchwę i. wybił mi ząb. Ząb wyplułem do wiaderka, a szczęka uciekała mi w bok i nie mogłem jej zacisnąć. Nie jestem zadowolony z tego występu, chyba za bardzo się spiąłem. Kontuzja nie jest żadną wymówką - oceniał krytycznie Balski, który zaraz po walce został przewieziony do szpitala. Tam włożono mu w szczękę dwie blaszki, które mają scalić złamane kości żuchwy.
- Muszę je nosić około pół roku. Nie mogę gryźć, więc jem przez słomkę lub łyżeczkę i z tego powodu schudłem już ponad 6 kg - tłumaczy Balski, który wrócił już do lekkich treningów, ale o ćwiczeniach z pełnym obciążeniem na razie nie ma mowy. - Nie jestem w stanie usiedzieć w jednym miejscu, a skoro nie mogę trenować, kupiłem sobie rower. Trochę też wiosłuję. Za około 2 mies. będę mógł normalnie jeść i zacznę treningi - opowiada.
Pięściarz z Kalisza po walce w Częstochowie miał wylecieć do USA na treningi z Gusem Currenem, jednak obecnie nie wie, jaka będzie jego przyszłość. - Jedni mówią to, drudzy tamto i sam już nie wiem, co mnie czeka. Jeśli będzie trzeba wrócić do pracy, to nie będę miał z tym problemu, ale zapewniam, że nie zrezygnuję z boksu - deklarował Balski, który do niedawna pracował w firmie transportowej (przewoził armaturę łazienkową).
Zapytany o noworoczne życzenia, nie waha się długo: - Chcę jak najszybciej stoczyć walkę. Najlepiej jeszcze przed wakacjami.