Zwykle kontrakty z UFC zabraniają zawodnikom brania udziału w walkach poza tą organizacją. Ale w przypadku Diego Sancheza zdecydowano się na wyjątek. Bo cel był naprawdę szczytny. Legendarny wojownik wziął udział w gali urządzanej przez jego klub - Jackson Wink MMA. A tam 35-latek wszedł do oktagonu, by zmierzyć się z Isaakiem Marquezem, 32-latkiem cierpiącym na... zespół Downa.
Mężczyzna jest wielkim fanem mieszanych sztuk walki, a mimo zaburzeń od jakiegoś czasu uczęszcza na treningi do Jackson Wink MMA. Regularne ćwiczenia z pewnością pomagają mu radzić sobie z chorobą. Jego wielkim marzeniem było też stanąć do walki w oktagonie. I niedawno udało się je spełnić!
Sanchez i Marquez zmierzyli się w klatce w Isleta Casino w Albuquerque (w stanie Nowy Meksyk), a weteran UFC przegrał to starcie już w pierwszej rundzie. Musiał się poddać po założeniu dźwigni na staw łokciowy. Rywalizację obu zawodników śledziły tłumy widzów, którzy dopingowali cierpiącego na zespół Downa 32-latka w jego debiutanckiej walce.
Zwycięzca swój triumf zadedykował zmarłej niedawno matce. A sam Sanchez w rozmowie z lokalnymi mediami wypowiadał się o koledze w samych superlatywach - Większość osób z zespołem Downa nie żyje dłużej, niż 45 lat. On ma 32 lata. A ja po prostu chciałem, by był zdrowy. Regularne ćwiczenia i trenowanie mieszanych sztuk walki to jedna z najzdrowszych rzeczy, jakie możesz robić - przyznał zawodnik UFC. - Gdy przyszedł na siłownię zapytałem go, czy lubi MMA. A on odparł, że uwielbia walczyć i chce trenować. Wierzył w to całym swoim sercem, a ja spróbowałem mu pomóc spełnić to marzenie - dodał Sanchez.
ZOBACZ: Krzysztof Zimnoch zmienia branżę. Spróbuje sił w MMA