"Super Express": - Podobno spacerujesz wieczorami ze swoim małym pieskiem yorkiem. Do takiego faceta pasowałby raczej jakiś wilczur. To wygląda chyba komicznie...
Tomasz Adamek: - (śmiech) Nasz york jest bardzo miłym pieskiem. W Polsce, w Gilowicach, mieliśmy dużego wilczura, a tu są trochę inne warunki. Ale wierz mi, że ta nasza mała suczka głośniej szczeka niż niejeden pokaźny pies.
- Twój najbliższy ringowy rywal Dominick Guinn był twoim sparingpartnerem przed walką z Crisem Arreolą. Jak go wspominasz?
- To bardzo silny, waleczny zawodnik, mocno bije. Przesparowałem z nim wiele rund. Z tego, co pamiętam, ani jednej swej walki nie przegrał przed czasem, a to mówi samo za siebie. Nie będzie to łatwy pojedynek.
- Nokautu nie będzie?
- Ja przed walką nigdy nie zakładam, że będzie nokaut. Jeśli za bardzo chce się nokautu, to nic z tego nie wyjdzie. Chcę być szybki i zwyciężyć. A jak - to zobaczymy. W boksie wszystko się może zdarzyć.
- Czy wprowadziłeś jakieś nowe elementy do treningu, kiedy dowiedziałeś się, że walczysz z Guinnem?
- Oglądaliśmy z trenerem jego walki i wiem jedno - muszę być szybki i unikać ciosów.
- Ta walka nie jest wydarzeniem wieczoru. Boli cię, że nie będziesz gwiazdą?
- Absolutnie nie, bo ja nie muszę świecić (śmiech). Kolejność walk ustalała telewizja NBC, ja wychodzę do ringu około dziesiątej w nocy, czyli w czasie największej oglądalności. Z tego, co wiem, dzięki temu zobaczy mnie około 6 milionów ludzi, a ta liczba mówi sama za siebie.
- Ponoć na widowni będzie siedział twój fan Marcin Najman?
- Tak, dzwonił i mówił, że będzie na walce. Wiem, że na moje walki przylatuje zawsze spora grupka fanów z Polski, mam nadzieję, że i tym razem będą mi kibicować.
- Lata lecą, nie jesteś już zmęczony boksem?
- Nie, to jest moja praca. Miałem kilkumiesięczną przerwę od boksu, zregenerowałem się, naładowałem akumulatory i nabrałem dystansu do niektórych spraw.
- Na przykład do sprawy wypadku samochodowego, który miałeś na początku roku? Nigdy nie powiedziałeś, jak zakończyła się ta sprawa.
- Jestem zdrowy, trenuję i wszystko jest w porządku. Koncentruję się na najbliższej walce i na przyszłości.
- Skoro o niej mówimy, czy wiążesz ją z grupą Main Event?
- Oferowali mi najlepsze warunki, więc przyjąłem ich propozycję, szczegółów nie ujawniam.
- Jak realna jest twoja walka o mistrzostwo świata?
- Najpierw chcę wygrać ten pojedynek, następnie powalczyć w październiku. A później zobaczymy.
- Bywasz często w Amerykańskiej Częstochowie. Czy wybierasz się tam w tym roku na pielgrzymkę?
- Tak, kilka dni po walce będę na pielgrzymce z żoną Dorotą. Pielgrzymka potrwa 3 i pół dnia.
- Czy na walce w Connecticut będą kibicować ci księża?
- Tak, myślę, że będzie ich kilkunastu.
- Czy uważasz, że kobiety w ogóle znają się na boksie?
- Boks jest to męski sport i to raczej panowie wolą moje walki oglądać. Panie częściej przychodzą dla towarzystwa, ale też mi kibicują.