"Super Express": - Widziałeś jakieś walki Różańskiego?
Alen Babić: - Staram się nie oglądać pojedynków rywali, to praca trenerów, a mi to pasuje. Ja najchętniej po raz pierwszy zobaczyłbym przeciwnika w akcji dopiero w ringu. W przypadku Różańskiego było jednak trochę inaczej, bo widziałem jego walkę z Arturem Szpilką, z którym zresztą także miałem się bić w wadze bridger. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o Łukaszu. Wiele więcej o nim na razie nie wiem.
- Z 11 walk 10 zakończyłeś przed czasem, Różański z 14 - 13. To może być fajna walka do oglądania, zgadzasz się?
- Zdecydowanie! To będzie taka walka jak z Balskim, czyli totalna i absolutna wojna. Z taką różnicą, że skończy się przez nokaut, a nie na punkty.
- Wspomniałeś starcie z Balskim. Teraz też spodziewasz się trudnej przeprawy?
- Kocham Balskiego, naprawdę szanuję tego gościa, a po naszej walce nabrałem szacunku także do pozostałych pięściarzy z waszego kraju. Walczyłem z bokserami z wielu krajów, którzy prezentowali różne style, ale to Polaków stawiam na pierwszym miejscu. Jeśli każdy jest tak twardy jak Balski, to czapki z głów.
Sensacyjna zmiana! Różański powalczy o tytuł mistrza świata, ale jego rywalem nie będzie Rivas
- Kiedy może dojść do waszej walki? I gdzie?
- Z tego co wiem, teraz trwają negocjacje, ale powiem ci coś szczerze - chciałbym zawalczyć w Polsce, to byłby zaszczyt dla mnie! Nie mam nic przeciwko temu. Mój pięściarski dom to Wielka Brytania, ale chętnie wybiorę się do Polski. Zresztą prędzej czy później, ale zawalczę u was. Taki mam plan. Jeśli zaś chodzi o termin, to sam chciałbym wiedzieć. Mam nadzieję, że najpóźniej w marcu skrzyżujemy rękawice.
- A jaka jest w ogóle twoja opinia o wadze bridger? Na razie tę kategorię wprowadziła tylko federacja WBC.
- Nie mam zdania w tym temacie. Ja widzę siebie jako pięściarza trzech kategorii wagowych, a walką jest walką. Waga nie ma żadnego znaczenia. Każdy, kto waży więcej niż 89 kg, może być moim rywalem. Każdego z takich zawodników traktuję jako boksera wagi ciężkiej i tyle.
- Porozmawiajmy o tobie. Skąd się wziął pseudonim "The Savage", czyli "Dzikus"?
- Pseudonim nadał mi mój mentor Dillian Whyte. Zaprosił mnie na sparingi i już po pierwszym zaczął mnie tak nazywać. Widocznie dałem mu się mocno we znaki (śmiech). Po wszystkim powiedział, że nigdy jeszcze nie widział takiego dzikusa w ringu.
Łukasz Różański ostro o zamieszaniu przy walce o pas mistrza świata: Chyba zostałem trochę oszukany
- Sparowałeś z wieloma znakomitymi zawodnikami. Który z nich bił najmocniej, którego z nich uważasz za najlepszego w wadze ciężkiej?
- Trudno tak porównywać, bo każdy zaskakiwał mnie czymś innym. Na przykład Joe Joyce to nieustępliwa presja, Whyte to ogromna siła pojedynczego uderzenia, a Tyson Fury to wszechstronność.
- Niewykluczone, że w tym roku dojdzie do długo wyczekiwanego starcia Fury'ego z Ołeksandrem Usykiem. Na kogo stawiasz?
- Od dawna uważam, że Fury jest jedynym, który może pokonać Usyka. Niekonwencjonalny i bardzo duży, a do tego z szalonymi wręcz umiejętnościami bokserskimi. A poza tym sędziowie tez pewnie będą patrzeć na niego przychylniejszym okiem...
Polak w jednym teamie z Tysonem Furym! Jego nowy szef pracował z Muhammadem Alim
- Jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda z boksem?
- To jest ciekawa historia. Uprawiałem MMA i nawet zdobyłem tytuł mistrza Chorwacji w tej dyscyplinie. Pewnego dnia zabrakło mi jednak paliwa w aucie, wysiadałem i poszedłem na najbliższą salę. Okazało się, że trenują tam boks. Dostałem tego dnia straszne lanie, złamali mi nos itd. Postanowiłem sobie wtedy, że będę tam przychodzić codziennie i zostanę tak długo, aż ich wszystkim pokonam. Zajęło mi to trochę czasu, ale udało się. Zdałem sobie wtedy sprawę, że boks to będzie mój sposób na życie.
- Chorwacja może mięć wkrótce dwóch mistrzów świata - ciebie i Filipa Hrgovicia. Z tego co wiem, to jednak nie przepadacie za sobą?
- Kiedyś przez dwa lata mieliśmy tego samego trenera, sparowaliśmy i trenowaliśmy razem. Te czasy jednak minęły, teraz jesteśmy zaprzysięgłymi wrogami, a walka z nim od dawna chodzi mi po głowie. Już nigdy nie będziemy przyjaciółmi...
- A czy Alen Babić poza ringiem też jest dzikusem?
- Dzikusem jestem tylko w ringu. Poza nim jestem bardzo rodzinnym człowiekiem i już nie mogę się doczekać, gdy wraz z moją narzeczoną założymy własną rodzinę. Moim dzieciom dam wszystko, co tylko będą chciały. I zrobię wszystko, by były dumne z ojca.
- Chciałbyś na koniec powiedzieć coś Łukaszowi i polskim kibicom?
- Łukasz, upewnij się, że dasz z siebie 100 procent, bo nadchodzę, a ze mną nadchodzi piekło! Kibicom z kolei życzę fajnej walki i namawiam, by wspierali Różańskiego z całych sił, bo będzie tego naprawdę potrzebował. Zapewniam, że to będzie kolejna krwawa bitwa między Chorwatem i Polakiem.
Zaskakujące plany szefów Gromdy! Będzie pierwsza zagraniczna gala? Wiemy, który kraj wchodzi w grę