Takiej grandy jeszcze w historii boksu nie było. Policzkowanie rywala, plucie na jego brata, potem bójka na konferencji prasowej. Chisora i Haye przebili nawet Bernarda Hopkinsa, który przed walką z Tito Trinidadem spalił portorykańską flagę i potem trzeba go było ewakuować z konferencji prasowej (transmitowanej na żywo) helikopterem, bo tysiące Portorykańczyków ruszyło z bejsbolami, aby go zatłuc.
Zachowanie Chisory poza ringiem jest skandaliczne, ale chociaż czuję do niego sympatię za bohaterstwo w ringu. Nie przestraszył się Witalija Kliczki, stoczył z nim wspaniały pojedynek. Natomiast Haye potwierdził, że jest pajacem. Odgrażał się, że pourywa głowy Kliczkom, a potem zwiewał przez 12 rund przed Władimirem Kliczką (paluszek go bolał). Z Monachium tak samo tchórzliwie zwiał przed niemiecką policją, po sprowokowaniu bójki na konferencji prasowej, na którą nikt go nie zapraszał.
Kiedyś byli "angielscy dżentelmeni". Teraz są tylko "ukraińscy dżentelmeni" Kliczkowie. Anglikom pozostały łobuzy i pajace.
Życie to rzeczywiście sen wariata śniony nieprzytomnie.