"Super Express": - Jaki masz plan na tę walkę?
Artur Binkowski: - Rozwalę go w drobne kawałki. Niech się chłop dobrze przygotuje, bo nie dociągnie do 6. rundy. Będzie leżał na dechach. Złość się we mnie przed tym pojedynkiem gromadzi, jakaś agresja. Krew będzie lała się po ringu jak w prawdziwej jatce. Będę lepszy niż Mike Tyson w czasie potyczki z Evanderem Holyfieldem, bo ja nie tylko odgryzę Zimnochowi ucho, ale je zjem.
>>> Tygrys wygrał 10 mln! Michalczewski znów wygrywa (ale nie na ringu)
- Ostatni raz walczyłeś w listopadzie zeszłego roku, kiedy wróciłeś do boksu po 5-letniej przerwie i przegrałeś w 6. rundzie z Jontem Willisem. Po co znowu pchasz się na ring?
- Kilka lat temu zdałem sobie sprawę, że ja, człowiek nienawidzący grubasów, sam spasłem się jak świnia. Pewnego dnia wróciłem o 4 nad ranem napruty po jakieś imprezie do domu i wszedłem pod prysznic. Z przerażeniem zauważyłem, że mam tak wielki brzuch, że nie widzę mojego dobrego kolegi, który się pod nim znajduje. Ważyłem wtedy około 130 kg. Wziąłem się za siebie, schudłem i nie mam już zadyszki.
- Co robiłeś, kiedy nie boksowałeś?
- Zajmowałem się ukochaną rodziną. Siedziałem też przez kilka dni w areszcie.
>>> Haye vs. Fury. Kiedy odbędzie się walka? Ustalono nowy termin
- Za co?
- Podczas rodzinnego wyjazdu nad wodę zacząłem sprzeczać się z moją żoną, nagle podeszła do nas około 25-letnia Kanadyjka i powiedziała do żony, żeby dała jej znać, jeśli coś jest nie tak. Syknąłem do niej przez zęby: "Sp... gruba świnio". Ważyła około 135 kilogramów. Nagle się odwinęła i kopnęła mnie z całej siły w szczękę. Nigdy nie byłem znokautowany przez kobietę, zatkało mnie. Dziewczynek się nie bije, więc powiedziałem jej tylko: "To jeden na jeden, tak?". I ona mnie uderzyła drugi raz, w tym czasie wezwała policję, ja odjechałem, ale dopadli mnie po drodze.
- Czego nauczył cię pobyt w więzieniu?
- Jeden z policjantów tak mnie walił, że sobie pięść złamał na mnie. Ale Binkowskiego nie da się złamać.