- To będzie wielki pojedynek. Przyjechałem tu na wojnę i zdobędę mistrzowski tytuł - mówi "Super Expressowi" Palacios.
Bokser z Portoryko ma przydomek "Czarodziej". - Bo potrafię zniknąć i pojawić się w zupełnie innym miejscu - wyjaśnia z... czarodziejskim śmiechem.
Jestem bardzo religijny
Na co dzień "Czarodziej" Palacios pracuje jako trener boksu, oddaje się również pracy charytatywnej w szpitalach i kościołach.
Przeczytaj koniecznie: Krzysztof "Diablo" Włodarczyk: Palacios jest dobry, ale ja po prostu jestem jeszcze lepszy
- Jestem bardzo religijny. Chcę być dobrym człowiekiem i pomagać innym. Często chodzę do kościoła, czytam Biblię i wierzę, że Bóg doceni moje dobre uczynki - opowiada nam.
Palacios wyznał "Super Expressowi", że w dniu walki z Włodarczykiem powinien przyjść na świat... jego syn. - Lekarze przewidują, że urodzi się właśnie 2 kwietnia. Nadamy mu imię Anthony na cześć mojego brata, który zmarł w 2004 roku.
A marzył, żeby grać w NBA
Podobnie jak "Diablo", Palacios ma za sobą amatorską karierę, wygrał 56 z 70 walk.
- Byłem w reprezentacji USA, zwyciężałem na turniejach m.in. w Tajlandii i Irlandii - opowiada.
A niewiele brakowało, aby został zawodowym koszykarzem, co było jego marzeniem.
- W młodości grałem w klubie koszykarskim, kochałem ten sport. Niestety, w 1997 roku odniosłem kontuzję nogi, przybrałem na wadze i mój klub już mnie nie chciał. Wtedy kolega zaprowadził mnie na bokserski trening. Po dwóch tygodniach, w pierwszym sparingu znokautowałem dużo starszego zawodnika. Spodobał mi się boks - wspomina Palacios.
Za walkę z Włodarczykiem ma dostać największą zapłatę w życiu. - Ale nie zdradzę ci, ile dostanę. Ja nie przyleciałem do waszego kraju dla pieniędzy. Przyleciałem zostać mistrzem świata - podkreśla.