"Super Express": - Darek, ostatnio dużo cię w mediach społecznościowych. Skąd ta zmiana?
Dariusz Michalczewski: - Nie byłem do nich przekonany, ale w końcu doszedłem do wniosku, że warto podzielić się wiedzą i doświadczeniem życiowym. Zwłaszcza w tych czasach, w których wiele rzeczy zmierza w złą stronę.
- Co byś chciał zatem przekazać młodzieży?
- Przede wszystkim to, że nic z nieba za darmo nie spada, że nie ma szybkich strzałów, że sukces to ból, łzy i bardzo ciężka praca. To nie było tak, że ja potrenowałem boks przez rok i zostałem mistrzem świata. Ja zapierdzielałem od 12. roku życia, biegłem na trening 8 km, ćwiczyłem i potem te 8 km też biegiem wracałem do domu. I tak dzień w dzień. Nie było drogi na skróty i teraz też nie ma. To cała tajemnica.
- Swoją drogą nadal można spotkać cię na sali w rękawicach.
- Tak, po dłuższej przerwie wróciłem na salę i muszę przyznać, że po takim treningu wstępuje we mnie szczęście. To nie jest piłka, tenis, siłownia czy pływanie, to jest boks, czyli dla mnie nadal coś naprawdę wyjątkowego. Po takim treningu mam świetny humor na cały dzień.
- A czy ten powrót do treningów ma coś wspólnego z plotkami o twojej pokazowej walce z Royem Jonesem Juniorem?
- Nie, bo pomysł takiego pojedynku zrodził się już dawno temu. Zainteresowanie jest duże, ale nie wszystko zostało jeszcze uzgodnione. Powiem tak - albo do końca pierwszego kwartału tego roku sprawa będzie klepnięta, albo w ringu już się nie pojawię.
- Tak szczerze - po co ci taka walka?
- Od razu zaznaczę, że nie robię tego dla kasy. Oczywiście źle z Royem na tym nie wyjdziemy, ale kilka kolejnych milionów niczego w moim życiu nie zmieni. Boks w Polsce trochę podupadł i być może taka walka by sprawiła, że byłoby głośniej o tej dyscyplinie u nas w kraju. Dwóch gości mocno po pięćdziesiątce może nie pokazałoby kapitalnego boksu, ale emocji z pewnością by nie zabrakło.
- Kilka lat młodszy od ciebie Tomasz Adamek wkrótce zmierzy się z Mamedem Chalidowem. Co o tym sądzisz?
- Fajny pomysł, bo będą walczyć na zasadach boksu. Z tego co widziałem w internecie Tomek jest w dobrej formie, więc Mamed naprawdę dużo ryzykuje. Nikt do końca nie wie, jak Chalidow boksuje, słyszałem, że całkiem dobrze, jednak i tak daje mu małe szanse. Starcie pięściarza z zawodnikiem MMA w boksie, to jak mecz piłkarzy nożnych z piłkarzami ręcznymi. Kilka światów różnicy. Patrząc jednak szerzej na ten pojedynek, to chłopaki mogą zrobić dobrą robotę dla sportów walki i to będzie super sprawa.
- Stawiasz na Adamka, ale w mediach nie brakuje między wami uszczypliwości. Podgryzacie się na serio, czy to bardziej żarty?
- Jakoś automatycznie to wychodzi. Dostajemy pytania o sobie, coś palniemy i gotowe (śmiech). Ale tak naprawdę to Tomek jest moim serdecznym młodszym kolegą. Wzorował się na mnie, sam odniósł bardzo duży sukces, to bardzo fajny facet. Prywatnie nie ma między nami żadnych problemów. Może za często do siebie nie dzwonimy, ale utrzymujemy dobry kontakt. Szanuję Tomka, tak samo zresztą jak kilku innych świetnych zawodników. Nawet tego naszego Andrzeja Gołotę. Też sobie dowalaliśmy, ale tak szczerze, to Gołota zrobił wiele dobrego dla polskiego boksu i w ogóle całego polskiego sportu. Był wielki, może nie miał odpowiedniej psychiki, był naprawdę znakomitym pięściarzem, który stoczył wiele świetnych walk.
- Na koniec wróćmy do ciebie. Na emeryturze na nudę nie narzekasz, prawda?
- Oj nie. Tyle, ile teraz pracuję, to nie pracowałem już dawno. Tenis, śpiewanie, boks, projekty biznesowe i charytatywne, film dokumentalny. Jest tego dużo. Wyszedłem ze strefy komfortu i dobrze się z tym czuję. To wszystko trzyma mnie w dobrej formie. Nie ma czasu na głupie myśli, wolniej się starzeje, same plusy.