"Super Express": - Oglądasz jeszcze boks?
Kazik: - Oglądam, ale już nie tak jak kiedyś. Cyrk z Mayweatherem i Pacquiao był jaskrawym przykładem tego, że w zawodowym boksie przede wszystkim chodzi o kasę. Pieniądze zawsze były w nim istotne, ale nie aż do tego stopnia. Nie ma wielkich wydarzeń, w których chodziłoby o coś więcej. Patrzę sobie na powtórki, ale już nie zarywam nocy, tak jak kiedyś za czasów Gołoty czy Adamka.
- Czyli nic cię już nie ekscytuje?
- Na pewno nie Mayweather, chociaż trzeba przyznać, że w obronie jest dobry. Skupiam się na wadze ciężkiej, a tam od wielu lat nuda, dominacja braci Kliczko. Od odejścia Lennoxa Lewisa skończyły się ciekawe czasy.
- Liczysz na Polaków? Może Artur Szpilka?
- Bądźmy poważni, Szpilka to w tej chwili trzecia liga, co najwyżej druga. On się jeszcze nawet nie zbliżył do poziomu, na którym Gołota rozpoczynał swoje walki o mistrzostwo świata. To nawet nie jest boks Gołoty, który wygrał niespodziewanie z Dannelem Nicholsonem i potem walczył z Riddickiem Bowe'em. Szpilka to wciąż melodia przyszłości.
- Napiszesz jeszcze piosenkę o następcy Gołoty?
- Nie wiem, ale nie wykluczam. Piosenka o Gołocie powstała z potrzeby chwili. Jeszcze godzinę wcześniej nie wiedziałem, że ją napiszę. Nigdy nie planuję tematu, zawsze jest to natchnienie i Andrzej Gołota dał mi je.
- Widzisz szansę, by wrócił boks, jaki lubisz najbardziej?
- Tak, gdy pojawi się ktoś taki jak Mike Tyson. Wciąż oglądam filmy z jego walkami, gdy miał 19 lat, i widzę grzmot, błyskawicę i piorun w jednej osobie. To było niesamowite! Teraz nikogo takiego nie dostrzegam, ale przecież nagle może nam się objawić. Czekam na takiego bohatera.