Mateusz Masternak

i

Autor: fot. Tomasz Radzik/Super Express Mateusz Masternak

Masternak: Freaki przeminą, a boks pozostanie, bo boks to klasyk [TYLKO U NAS]

2021-10-22 16:40

Mateusz Masternak w sobotę na gali KnockOut Boxing Night 18 zmierzy się z Armendem Xhoxhajem. Przed pojedynkiem w Zakopanem porozmawialiśmy z "Masterem". Ale nie o tej najbliższej walce, ale o całej karierze, planach na przyszłość, polskim boksie i mediach społecznościowych.

"Super Express": - Ostatnio wybudowałeś sobie ring i całą salę treningową w domu. Czy Mateusz Masternak to jednoosobowa działalność gospodarcza?

Mateusz Masternak: - Można tak powiedzieć. Ring zrobiłem po to, by nie tracić czasu. Jak syn chce potrenować, to idziemy na górę, jak ktoś chce wpaść na trening personalny, to wpada. Taki trening trwa godzinę, ale jak musiałbym wychodzić na miasto, to trwałby z dojazdami itd. trzy godziny. Szkoda czasu.

- Dzieciaki nie przeszkadzają?

- Nie. Idę na górę, zamykam drzwi i jestem w pracy. Koniec, kropka. Nie lubię tracić wtedy czasu na niepotrzebne rozmowy. Nie ma takiej możliwości. Boks to moja pasja i moja praca. Po prostu.

- W jakim miejscu kariery jest teraz Mateusz Masternak?

- Dziwnym. Teoretycznie wszystko jest pięknie i sielankowo, ale przede mną mam nadzieję duża walka o dużą stawkę. Jak ją wygram, to jestem na szczycie, jak przegram - jestem na totalnym sportowym dnie. Albo bawię się w to dalej, albo szukam innej drogi.

Polski pięściarz zachwycił "Biblię boksu". Kolejny pokaz "Magika" w Zakopanem

Sonda
Czy Mateusz Masternak będzie mistrzem świata?

- Nie przesadzasz z tym totalnym dnem?

- Można się bawić w boks, ale moim zdaniem boks to taki sport, w który bawić się nie da. Jestem pazerny, chciałbym mieć wszystko. Głęboko wierzę w to, że mi się uda wejść na szczyt, ale jeśli nie, to nie chcę walczyć, by tylko walczyć. Zawodnicy zbyt często przeciągają swoje kariery i i brakuje im potem czasu na drugi oddech, na życie po tym sportowym życiu.

- Gwiazdka dopiero za dwa miesiące, ale jakiego prezentu życzyłbyś sobie pod choinkę?

- Przez te wszystkie lata kariery nauczyłem się cierpliwości. Ze swojej strony daje sto procent i po prostu czekam na rozwój wydarzeń. Teoretycznie wszyscy mistrzowie są teraz pozajmowani, ale zawsze może pojawić się luka i ja chcę być na nią gotowy.

- Jakbyś sam mógł sobie wybrać mistrza, to z którym chciałbyś się zmierzyć?

- Zgodzę się z moim promotorem Andrzejem Wasilewskim i też postawię na Ilungę Makabu. Stylowo powinien mi najlepiej odpowiadać. Ale w grze są też Mairis Briedis czy Lawrence Okolie. Ten ostatni jest najmniej doświadczony, ale i najbardziej niewygodny. Z drugiej strony nie wiemy na co go tak naprawdę stać. Niestety z Krzyśkiem Głowackim nie miał wielkiej przeszkody, bo Krzysiek nie był w najlepszej formie. Ostatnia jego walka to także nie było jakieś wielkie wyzwanie. Takim wyzwaniem będzie dopiero unifikacyjna walka z Briedisem. To będzie dla niego weryfikacja, ale moim faworytem jest Łotysz.

- Ostatnio byłeś blisko walki z Briedisem. Oglądając jego starcie z Mannem żałowałeś, że to nie ty byłeś w ringu?

- Za wiele boksu w tej walce nie było, ale nie potrafię odpowiedzieć, czy żałowałem czy nie. Na pewno chciałem tam być. To były któtkie negocjacje, szybka decyzja, obóz błyskawicznie rozpoczęty. Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie wszystko się posypało. Ja wierzę jednak w taką życiową energię i skoro to nie ja się biłem z Briedisem, to chyba tak miało być.

- A gdyby pojawiła się oferta walki powiedzmy o status oficjalnego pretendenta z Michałem Cieślakiem?

- Ja nie lubię takich polsko-polskich starć. Walczyłem w maju z Adamem Balskim i jak on po walce wrzucał zdjęcia z córeczką już będąc w domu, to jakoś źle się z tym czułem. Nie chodzi o to, że go zbiłem, to trzeba rozgraniczać, ale sam mam dzieci, do których wracałem po porażkach i nie jest to łatwe. A co do pytania - nie mówię nie, nie mówię tak.

Szpilka został zapytany o walkę z Don Kasjo. Ta odpowiedź nie pozostawia żadnych wątpliwości!

- Ostatnio mieliśmy delikatne starcie na Twitterze. Podjąłeś się edukacji kibiców na temat klasy twoich rywali. Dla mnie to mission impossible, bo zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie podoba.

- Ja lubię jasność, kawa na ławę. Nie oszukujmy się, mój ostatni rywal nie był ani wymagającym pięściarzem, ani nie stała za nim żadna wielka historia. Już po walce we Wrocławiu jeden mężczyzna zapytał mnie, dlaczego ja nie biję się o tytuł mistrza świata. Spojrzałem mu w oczy i zapytałem dlaczego nie był na mojej walce. Zgłupiał. Odpowiedział, że był w pracy, a ja na to - "A ja właśnie dlatego nie walczę o tytuł". Jak ktoś wymaga ode mnie, to ja mogę wymagać od niego. Zresztą u nas raz nie ma kultury oglądania boksu, dwa - teraz rządzą freaki.

- Jak ty się na takie freakowe gale zapatrujesz?

- Są tam emocje, nie powiem, że nie, ale to są inne emocje. W boksie oczekuje się od nas sportowych emocji, a tam są emocje "walk" spod budki z piwem. To kibic jest decydentem, on wybiera jakie emocje chce oglądać. Skoro to się sprzedaje, to widocznie nasi kibice wolą właśnie tego typu atrakcje. I ok, niech sobie oglądają, ale ode mnie proszę się, mówiąc delikatnie, odchrzanić. Jeśli ktoś nie pomaga, to niech nie wymaga i nie przeszkadza.

- A ciebie boli to, że na takich galach hale są pełne, a na boks przychodzi garstka?

- Z jednej strony jest lekka zazdrość, ale z drugiej te wszystkie gale nie mają duszy. Tylko tu i teraz. Bardzo ważne słowa powiedział mi Marcin Najman - "Mateusz, od mojej walki z Mariuszem Pudzianowskim minęło 12 lat. Wtedy MMA było dla boksu tym, czym teraz freakowe gale są dla MMA". Historia lubi zataczać koło, może za 12 lat kibice ponownie będą chcieli oglądać szermierkę na pięści. Boks to klasyk i tak będzie zawsze. Boks będzie zawsze na jakimś tam poziomie zainteresowania - mniejszy czy większym, ale będzie. A inne atrakcje przemijają. Freaki przeminą, a boks pozostanie.

- A co zrobić, by polski boks powstał z kolan. Zwłaszcza boks olimpijski.

- Skończyłem właśnie czytać "Pamiętniki Feliksa Stamma". Jak byłem na kadrze, to robiliśmy 15 rund sparingu po cztery minuty. Abstrakcja, ja tyle nie robiłem w boksie zawodowym. Wszyscy mi mówili, że ja muszę włączyć gaz od początku, a sparowaliśmy 15 rund. Tak się nie da. I w tej książce czytam, że przed naszymi najlepszymi igrzyskami w Tokio Stamm rano zarządzał bieg - rozruch, góra trzy kilometry, a potem dwie rundy sparingu, dwie rundy walki z cieniem i po rundzie skakanki oraz tarczy. To wszystko. Sparując po dwie rundy można odpalić gaz od początku, sparując 15 rund, nie można. Minęło 60 lat, wszyscy mówią, że kopiują styl Stamma, a nawet nie mają o nim pojęcia. Trzeba skończyć w boksie olimpijskim z zasadą, że na salę wchodzi się na dwóch nogach, a wychodzi na czterech.

Wilder nie ma dość! Będzie kolejne starcie z Furym? Menedżer Amerykanina zabrał głos

Prezes PZB o Masternaku: Chcemy dać mu zarobić. Oby został przy boksie olimpijskim!

- To wynika z lenistwa trenerów?

- Jak najbardziej. Oczywiście są wyjątki, są ludzie, którym zależy, którzy się rozwijają i poświęcają. Nie chcę by ten wywiad wybrzmiał, że ja się wynoszę, że jestem najlepszym fachowcem, że wiem wszystko. Sporo winy jest także w zawodnikach. Byłem na kadrze i jeden z pięściarzy nie wiedział, kim jest Jerzy Kulej. Przecież to skandal. W większości oni nie są zafascynowani boksem, idą na trening, robią, co każe im trener, zero zastanowienia. Dla nich wyjazd na kadrę to wycieczka. Jakby mnie ktoś poprosił o rozpisane cyklu przygotowawczego, to zrobiłbym to dużo lepiej niż wszyscy byli czy aktualni trenerzy kadry olimpijskiej.

- Wracając do twojej kariery. Jeśli nie uda ci się zdobyć pasa mistrza świata, to powiesz o sobie, że jesteś spełnionym sportowcem?

- Tak! Nawet ta sytuacja z Mannem pokazała, że spada prestiż walk o tytuły, że to głównie biznes. Kiedyś miałem klapki na oczach, irytowałem się, że ktoś jest mistrzem, a ja nie, ale to minęło. W wieku 16 lat spakowałem się i wyjechałem z domu, a teraz mieszkam w pięknym mieście, w pięknym domu, mam wspaniałą rodzinę, jestem zdrowy. Nic więcej mi nie trzeba. Ten pas byłby nie podkreśleniem mnie jako Mateusza Masternaka, a podkreśleniem drogi jaką Mateusz Masternak przeszedł, by ten pas zdobyć. To byłby piękny scenariusz na książkę.

- Na koniec pytanie o media społecznościowe. Z jednej strony jest ciebie w nich dużo, z drugiej ostatnio powiedziałeś, że masz Instagramia w du***.

- Instagram jest głównie dla sponsorów. Facebook to moja strona internetowa, a Instagram to portfolio. Dla mnie Instagram jest infantylny, w przeciwieństwie chociażby do Tik Toka, którego też mam. Tik Tok wymaga kreatywności, a na Instagramie, nie obrażając oczywiście kobiet, wystarczy pokazać tyłek i lajki same lecą. Jeden z moich filmów na Tik Toku przekroczył milion wyświetleń, na Instagramie nie ma szans, bo ja za Instagrama nie zamierzam płacić. Nie moja bajka.

Mateusz Borek stanął z nim twarzą w twarz! O tym zdjęciu będzie głośno!

Najnowsze