"Super Express": - Odebrałeś kiedyś tyle gratulacji po walce?
Michał Syrowatka: - Nigdy! Otrzymałem mnóstwo wiadomości i gratulacji, moja skrzynka w telefonie komórkowym się "grzała". Jestem bardzo wdzięczny za wszystkie miłe słowa.
- Doszedłeś już do siebie?
- Tak. Pękła mi powieka i łuk brwiowy, ale wszystko jest zszyte i ładnie się goi. Boli czoło, bo rywal dużo atakował głową. Zastanawiałem się nawet, czy się nie przebadać, ale szybko dochodzę do siebie i nie ma takiej potrzeby.
- Davies Jr był najtrudniejszym rywalem w twojej karierze?
- Tak, to bardzo mocny zawodnik. Nie wszedłem dobrze w ten pojedynek, byłem trochę spięty, bo walczyłem na wyjeździe. Wiedziałem, że muszę bez przerwy atakować, a to łączyło się z tym, że się odsłaniałem. Wiedziałem jednak, że te ataki przyniosą skutek.
Zobacz: Mariusz Pudzianowski wspiera Artura Szpilkę po porażce: Masz jaja, idź dalej!
- Kiedy poczułeś, że możesz wygrać?
- Od 6. rundy czułem, że zaczyna słabnąć i z każdą minutą nabierałem pewności siebie. Przed walką obiecałem mamie, że zrobię wszystko, by wygrać na jej urodziny. Udało się, ta wygrana to prezent dla niej.
- W 9. rundzie byłeś liczony...
- Wkurzyło mnie to, sędzia mógł to puścić. Wygrywałem 9. rundę, a na kartach punktowych przegrałem to starcie dwoma punktami. To było takie gospodarskie liczenie.
- Co czułeś przed 12. rundą?
- Czułem się zwycięzcą walki, choć w rzeczywistości tak nie było. Nie chciałem się nastawiać na zwycięstwo przed czasem za wszelką cenę, chciałem tylko udowodnić wszystkim, że jestem lepszy. Miałem przeczucie, że jeśli będę konsekwentny, to moje ciosy w końcu powalą Daviesa na matę.
- Często zdarza ci się wysyłać rywali do szpitala?
- Dotychczas chyba tylko raz, Michał Chudecki po walce ze mną był na dodatkowych badaniach (w 2014 r. - przyp. red.). Wizyta Daviesa w szpitalu miała charakter profilaktyczny.
- To prawda, że mieszkałeś w tym samym hotelu co Floyd Mayweather Jr i Conor McGregor, którzy w Londynie promowali swoją walkę?
- Tak, widziałem nawet przez chwilę Mayweathera, jak wsiadał do samochodu, ale nie było szans, żeby zamienić kilka słów. Zresztą, nie skupiałem się na nich, koncentrowałem się wyłącznie na walce życia.
- Jak wysoko wystrzeliła twoja pewność siebie po tej wygranej?
- Takie walki pchają zawodnika na wyższy poziom mentalny. Czuję się jeszcze lepszym zawodnikiem, a ten pojedynek dał mi więcej niż wszystkie poprzednie. Każdy zawodnik marzy o byciu mistrzem świata, a moje marzenia nabrały realnych kształtów.
- Co dalej?
- Jestem po wstępnych rozmowach z promotorem i jestem pełen optymizmu. Na pewno jednak, jeśli przyjdzie propozycja wyjazdowa, to muszą być lepsze pieniądze. Teraz zaryzykowałem bardzo dużo za niewielką kasę i na szczęście się udało. Pokazałem, że warto na mnie stawiać.
- Było aż tak mało?
- Więcej zarobiłbym na walce w Polsce. Nie ukrywam, że liczę, że ta walka otworzy mi furtkę do większych pojedynków za lepsze pieniądze. Mam prawie 30 lat, a z satysfakcji z wykonywanego zawodu rodziny nie wykarmię. Czas zacząć porządnie zarabiać.