"Super Express": - Jak się czujesz po walce?
Adam Kownacki: - Bardzo dobrze, choć mam kilka szwów nad okiem. Obyło się bez złamań - nos i żebra są całe.
- Jak oceniasz swoją postawę?
- Załatwiłem go spokojem. W pierwszej rundzie walczyłem nerwowo, za dużo i za szybko chciałem zrobić naraz. Później trzymałem się naszego planu, miałem go pod ciągłą presją ciosów. Niczym mnie nie zaskoczył, tańczył w ringu i ciężko było go złapać. Kiedy usłyszałem między rundami polski hymn, dodało mi to skrzydeł.
- Powiedziałeś coś rywalowi na ucho w trakcie walki?
- Nie, bo nie znam rosyjskiego. Później spotkaliśmy się na jednej sali w szpitalu. Miał bardziej spuchniętą twarz ode mnie.
- Będący na gali Tomasz Adamek podpowiadał?
- Tomek kazał mi cisnąć Kiladze w ringu, aż padnie, i tak zrobiłem. Ale to też zasługa moich trenerów i bardzo dobrego obozu przygotowawczego. Dużo dały mi sparingi z Bryantem Jenningsem, który uczył mnie, jak zastawiać ringowe pułapki. Pokazałem, że nie jestem nudnym pięściarzem, który obija dziadków w ringu, tylko takim, który ma serce do walki i nie boi się wyzwań. Jak widać, można wygrywać, nie mając znanego promotora czy trenera, jakim jest Freddie Roach.
- Kasa się zgadza po tej walce?
- Nie narzekam, ale zawsze mogłoby być lepiej, ale i gorzej (śmiech).
- Znowu przytyłeś i znowu komentują....
- Myślę, że wynik tej walki mówi sam za siebie, a jak ktoś chce sobie pięknych chłopców pooglądać, niech idzie na zawody kulturystyczne. Uwagi na temat mojej wagi latają mi koło brzucha.
- Co dalej?
- Rok 2018 będzie czasem Kownackiego, myślę, że Polska będzie miała pierwszego mistrza świata w wadze ciężkiej. Po wakacjach wracam na treningi, pewnie polecę z Tomkiem Adamkiem do Polski.
Zobacz: Kownacki walczył z rozkwaszonym nosem