"Super Express": - Forma na finiszu przygotowań dopisuje?
Robert Parzęczewski: - Jak najbardziej! Jestem bardzo zadowolony z tego okresu, bo jeszcze nigdy nie czułem się tak świetnie, jak przed piątkowym pojedynkiem. Obyło się bez problemów i kontuzji. Zostało jeszcze kilka kilogramów do zrzucenia, ale to u mnie standard, zatem wszystko jest pod kontrolą.
- Po raz kolejny wydałeś sporo pieniędzy z gaży i od sponsorów na przygotowania i sparingpartnerów?
- Już od dłuższego czasu tak to u mnie wygląda. Chcę być jak najlepiej przygotowany, dlatego nie oszczędzam na sparingach. Wtedy najwięcej się uczę. Wierzę, że jak już kiedyś dostanę dobrze płatną walkę o mistrzostwo świata to wszystko się zwróci.
- Z kim sparowałeś?
- M.in. z Rosjaninem Aleksandrem Moskowskim, który na ringach amatorskich pokonał Siergieja Kowaliowa w 2008 roku, Tomaszem Gromadzkim i Patrykiem Szymańskim.
- W sieci ukazał się teledysk do utworu "Twarde pięści" zespołu Obłęd, w którym zagrałeś. Zmieniasz piosenkę na wyjście do ringu?
- To utwór nagrany specjalnie dla mnie i będę przy nim wychodził do ringu. Jednak w walkach zagranicznych prawdopodobnie będzie towarzyszył mi poprzedni utwór "Gdziekolwiek pójdę, tam będziesz ty". Kto zna historię zespołu Obłęd, będzie wiedział skąd taki wybór.
- Czyli planujesz występy zagraniczne?
- W tym roku stoczę jeszcze dwie walki w Polsce: w piątek w Częstochowie i jedną prawdopodobnie pod koniec roku. Nie ukrywam, że w przyszłym chciałbym już boksować zagranicą. Są już nawet jakieś propozycje i wstępne rozmowy, ale póki nie jest wszystko dograne, to nie ma co o tym mówić.
- Na początek jednak czeka cię walka z twardym Mendym, którego bilans może być mocno mylący.
- Dlatego nawet nie ma co wybiegać w przyszłość i mówić o planach, bo najpierw czeka mnie przeprawa z Mendym. Nie ma co się sugerować jego rekordem. Owszem, ma dużo porażek, ale przegrywał nieznacznie z mistrzami świata lub niepokonanymi zawodnikami.
- Zmieniłeś pseudonim na "mr. K.O.", a teraz masz okazję przystemplować sens tej zmiany, nokautując trudnego przeciwnika.
- Nie nastawiam się na nokaut, moim zadaniem jest wygrywać runda po rundzie, ale jestem świadomy swojej siły i umiejętności i jeśli zaprezentuję się tak, jak na sparingach, to walka nie potrwa pełnego dystansu. A co do pseudonimu, zależy mi, by ludzie kojarzyli moje nazwisko. To, co mówi anonser ma dla mnie drugorzędne znaczenie. Dla kumpli i tak zawsze będę "Arabem".
- Apropos pseudonimów - przydomek Mendy'ego to "Tygrys". Nie obawiasz się, że będzie chciał pokazać pazury?
- Nie obawiam się niczego, wejdę do ringu i zrobię swoje.
- Mendy w 2014 roku pokonał na punkty Roberta Świerzbińskiego, a rok później uległ Kamilowi Szeremecie. Kontaktowałeś się z nimi, by podpytać o atuty Mendy'ego?
- Nie, w pełni ufam swojemu sztabowi szkoleniowemu. Poza tym, sam oglądałem go w akcji i jestem pewien, że niczym mnie nie zaskoczy. Trenuję jednak tak, by być gotowym na najlepszą wersję Mendy'ego.
- Zostajesz w wadze super średniej?
- Tak, chcę walczyć w tej wadze jak najdłużej, myślę że do 30-stki, a później zobaczymy. To o 3 kg więcej do zrzucenia, niż do wagi półciężkiej, ale jestem tego w pełni świadomy i zdecydowany, by walczyć w kategorii do 76 kg.
- 27 października skończysz 26. lat. Czego ci życzyć?
- Przede wszystkim zdrowia. Jak ono będzie dopisywało to na resztę sam zapracuję.
Nie przegap!
Parzęczewski - Mendy
Piątek, godz. 19
Polsat Sport