"Super Express": - Gdy sędziowie ogłaszali werdykt, Estrada płakał jak dziecko, nie żal ci go?
Tomasz Adamek: - Nawet nie widziałem. Po pojedynku nie przyglądam się przeciwnikowi. Koniec walki, biznes skończony, jedziemy do domu. Nie przeżywam i nie rozpamiętuję.
- Mówisz o tym, jak o pracy. A wcześniej często podkreślałeś miłość do boksu.
- Nadal kocham boks, to moja pasja. Mam to szczęście, że lubię swoją pracę i mam do niej talent.
>>> Jesteś fanem boksu? Tylko na SE.pl: relacje z walk, analizy ekspertów, zdjęcia i wideo!
- To dobrze, bo przed tobą znów mnóstwo roboty.
- Obiecałem sobie, że po walce z Estradą zrobię sobie miesięczny urlop, ale wiem, że jak jutro wstanę, to będę głodny boksu. Już myślę o starciu z Chrisem Arreolą. Ziggi Rozalski zaraz siądzie do telefonu i zacznie negocjować szczegóły tej walki (odbędzie się najprawdopodobniej 24 kwietnia - przyp. red.).
- Przyzwyczaiłeś się już do wagi ciężkiej?
- Dobrze się czuję cięższy. A żona mówi, że jestem teraz jeszcze przystojniejszy (śmiech). Dorota dopiero dzień później, już na spokojnie, obejrzała moją walkę z Estradą. W sobotę w hali była obecna tylko ciałem, z nerwów nie patrzyła na ring.
- W USA możesz liczyć na wsparcie kibiców, na walkę z Estradą przyszło ich aż jedenaście tysięcy. Przed przyjazdem do Stanów, piętnaście miesięcy temu, myślałeś, że tak się stanie?
- Nie myślałem, wierzyłem! Zawsze powtarzam, że wiara góry przenosi. Ameryka jest krajem dla twardzieli, trzeba mieć dużo samozaparcia i szczęścia, by się tu udało. Powoli spełnia się mój American Dream!