"Super Express": - Minęło kilka dni od twojego debiutu w MMA. Obejrzałeś już sobie walkę na spokojnie w domu?
Artur Szpilka: - No właśnie jeszcze nie widziałem. Nie było kiedy, najpierw powrót do domu, potem jeden dzień poświęciłem swoim dzieciom (psy Cycu i Pumba, red.), a potem pojechałem dokończyć tatuaż na szyi. Ale teraz wakacje, będzie spokojniej, może znajdę trochę czasu i rzucę okiem. Ogólnie jestem bardzo zadowolony, są też już nowe propozycje, szykują się kolejnej fajne walki.
- Jakie emocje towarzyszyły ci w klatce?
- Fajne, pozytywne. Po walce, jak już zeszło całe ciśnienie, było naprawdę super. Przede wszystkim traktuję MMA jako przygodę, a nie całe życie i to jest odpowiednie podejście. Dziękuję raz jeszcze włodarzom KSW, bo organizacja i wszystko inne to najwyższy światowy poziom.
- Rozdział pod tytułem "Radczenko" uważasz za zamknięty?
- Jasne. O to mi właśnie chodziło, to ja go wybrałem na przeciwnika, ja chciałem tej walki. Poza tym on przecież miał już styczność z MMA, więc to były dodatkowe emocje. Nasze sprawy mamy już załatwione, ale chciałem z nim raz jeszcze zagrać w szachy. Po walce się nie udało, bo każdy miał swoje plany, ale Siergiej pewnie jeszcze nie raz wpadnie do Polski na sparingi i może wtedy uda się zagrać, ale już bez presji kamer i kibiców.
Artur Szpilka przyznaje: Zakopię wojenny topór z Andrzejem Kostyrą! Szczere wyznanie gwiazdy KSW
- Ta walka i wygrana była dla ciebie ważne także mentalnie, prawda?
- Przede wszystkim to nowe bodźce, nowa motywacje i nowe cele. W boksie widziałem i przeżyłem już wszystko, trudno było o zajawkę, a tutaj wychodziłem przecież do klatki z taką radością i szczęściem. Dawno już tak nie miałem, to wróciło i bardzo się z tego cieszę. Z drugiej strony nie chcę zapeszać, bo to dopiero początek ciężkiej drogi. Nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz i na tym się teraz skupiam.
- Dawno już też nie widziałem, byś tak słuchał się narożnika, jak w Toruniu.
- To jest dziwne, bo przecież w boksie wszystko wiedziałem, ale często narożnika nie słuchałem. A tutaj co mi powiedzieli trenerzy, to robiłem. Jak byłem w klinczu, to słyszałem, żebym obalił Siergieja i za chwilę to robiłem. Wyszło tak naturalnie.
- Walka w sobotę, a na sali byłeś już z powrotem w poniedziałek.
- Mój przyjaciel Michał Materla zawsze tak robi po walkach i to mi imponuje. Szkoda byłoby teraz zaprzepaścić to wszystko, na co tak ciężko pracowałem. Pierwszy miesiąc pod okiem trenera Kostki to była tragedia - udźwignąć te ciało itd., to była mordęga. Zrobiliśmy jednak razem kawał dobrej roboty, wskoczyłem na wysoki pułap tlenowy i teraz byłoby bez sensu wrócić do zera.
- Trener Kostka powiedział mi, że zrobi wszystko, byś z wakacji nie wrócił z dużym brzuchem.
- Kostka w kolaboracji z doktorem Chyckim dbali o każdy szczegół. Kostka był dla mnie takim tatusiem, niańką. Ja potrzebuję kogoś takiego obok siebie. Niczym nie musiałem się martwić, robiłem co mi kazali, ja musiałem tylko zapierd****! A że efekty było widać z dnia na dzień, to jeszcze chętniej się zasuwało. Co do brzucha to trener ma rację, wcześniej żarłem jak świnia i potem musiałem poświęcić miesiąc, by w ogóle wrócić do jakiejkolwiek formy, ale teraz tak nie będzie. Teraz wrócę z wakacji i będę w takim miejscu, że wystarczy delikatnie podkręcić śruby i będę na etapie jak przed walką z Radczenko.
- To kiedy zobaczymy cię ponownie w klatce?
- Jest szansa, że już we wrześniu.
Totalna metamorfoza Artura Szpilki. Do wszystkiego się przyznał. Doszło do wielkiej przemiany