Piotr Tyburski złapał Wrzoska i rzucił nim o matę. Zrobił to jednak tak niefortunnie, że upadł całym ciężarem ciała na jego nogę i prawdopodobnie doprowadził do zerwania więzadła krzyżowego.
- Ja absolutnie nie zarzucam Piotrowi, że chciał mnie specjalnie wykluczyć, ale nie wiem co miał w głowie. Po starciu ledwo stałem na nogach i myślałem, że to będzie tylko taki przyjacielski miś. Wybaczam mu, jednak jestem zawodowym sportowcem, ja się utrzymuję z walk, to jest moje główne źródło utrzymania. Pal licho, że zabrano mi w ten sposób szansę na wygranie turnieju, bo szefowie Fame obiecali mi, że postarają się to w jakiś sposób zrekompensować, ale jeśli teraz przez kontuzję czekać mnie będzie rok przerwy, to jak mam zarabiać pieniądze? - powiedział były mistrz KSW.
Marcin Wrzosek po kontuzji na gali Fame 24: Drzwi do zawodowego sportu są już raczej zamknięte
Włodarze Fame nie tylko zadeklarowali się, że Wrzosek otrzyma powiększoną wypłatę, ale obiecali też mu pracę w federacji oraz finansową pomoc w leczeniu. "The Polish Zombie" nie chce się zatem nad sobą użalać, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że tego typu kontuzja w takim wieku stawia pod dużym znakiem zapytania jego dalszą karierę.
- Ja mam 38 lat i to jest już moja końcówka. Zobaczymy, ile zajmie mi rehabilitacja, ale po takim urazie drzwi do zawodowego sportu są już raczej zamknięte. Będę jednak jeszcze próbował walczyć, bo ja kocham się bić. Zawsze chciałem być zawodnikiem sportów walki i to jest moja praca marzeń. Ten wóz będzie jechał, dopóki koła nie odpadną. Mam nadzieję, że Fame da mi szansę po powrocie do pełni zdrowia. Mogę tylko zacytować Arnolda Schwarzeneggera z "Terminatora" - "I'll be back" - zakończył Wrzosek.