"Super Express": - Ostatnio jest dużo spekulacji odnoście twojej kolejnej walki. Od dwóch miesięcy trenujesz na Florydzie w American Top Team, więc kiedy wracasz do oktagonu?
Mateusz Gamrot: - Tak od razu z grubej rury? Bez pytania na rozgrzewkę? Jestem w gotowości i miałem już rozmowy z przedstawicielami UFC, ale nie mam dokładnej daty walki. 12 kwietnia w Miami zaplanowana jest gala UFC 314, gdzie karta walk jest już zapełniona. Zaplanowana jest walka w kategorii lekkiej Michael Chandler - Paddy Pimblett. Dostałem zapewnienie, że jestem na pierwszym miejscu, aby wskoczyć na zastępstwo, gdyby któremuś z nich coś się przytrafiło. Cały czas jestem w gotowości pod tą galę. Jeżeli nie wystąpię w Miami, to w najbliższej przyszłości mam dostać ofertę innej walki. Na dniach powinno przyjść jakieś info na ten temat.
- Od twojej ostatniej walki mija pół roku. Czujesz już głód walki?
- To idealny czas, aby stoczyć kolejny pojedynek. Odkąd podpisałem kontrakt z UFC, to średnio co pół roku mam walkę. To idealny odstęp czasowy, aby trochę się zregenerować, nabrać tego głodu do walki i wrócić do oktagonu. Nie mam żadnych kontuzji i jestem w bardzo dobrej formie. Mój organizm świetnie teraz pracuje. Jeżeli dłużej będę oczekiwał na walkę, to przekalkuluję swój plan treningowy, aby przeprowadzić więcej sparingów. Dla mnie teraz nie ma znaczenia z kim będzie walka. Chcę po prostu dać dobry show i udowodnić, że moje miejsce jest w czołówce kategorii lekkiej.
- Przed UFC 313 wystosowałeś apel: „Dajcie mi szansę, a zaszokuję świat”. Przed tą galę twój ostatni rywal Dan Hooker wycofał się z powodu kontuzji, a ty chciałeś go zastąpić. Czy z perspektywy czasu uważasz, że byłeś gotowy na pojedynek z Justinem Gaethje?
- Zdecydowanie tak. Pojawiła się duża szansa, bo wypadł Hooker, z którym miałem walkę na styku. Po naszym pojedynku było wiele głosów, że gdybyśmy nie walczyli w jego rodzinnych stronach, to mogłem wygrać z Australijczykiem. Dlatego uważałem, że jestem dobrym zastępcą na rywala Gaethje. On uznawany jest za jednego z najbardziej brutalnych zawodników UFC. Jest ulubieńcem federacji oraz publiczności, więc świetnie byłoby się z nim zmierzyć. Było blisko, ale ostatecznie się nie udało. Dobrym punktem odniesienia jest fakt, że byłem gotowy i działacze UFC o tym wiedzą. Cierpliwie czekam na swoją kolejną szansę.
- Na ile zmieniłeś treningi, kiedy dowiedziałeś się o kontuzji Hookera?
- Ta wiadomość została ogłoszona na 10 dni przed galą. Tego samego dnia miałem przeprowadzić trening siłowy, ale po tej wiadomości przeprowadziłem pięcio rundowy sparing na wysokim tempie. To dało mi kopa, że jestem gotowy do tej walki. Natomiast w takich sytuacjach, kiedy walka wskakuje na kilka dni wcześniej, to niewiele można zrobić. Trzeba tylko zadbać o świeżość i regenerację. Gdybym to ja miał zastąpić Hookera, to bardziej bym odpuścił treningi niż je podkręcał. Trzeba ciężko trenować, ale z wiekiem regeneracja jest równie ważna jak praca.
Dom Mariusza Pudzianowskiego zwali was z nóg. Luksusowej posiadłości Pudziana niczego nie brakuje
- To idealny czas, aby stoczyć kolejny pojedynek. Odkąd podpisałem kontrakt z UFC, to średnio co pół roku mam walkę. To idealny odstęp czasowy, aby trochę się zregenerować, nabrać tego głodu do walki i wrócić do oktagonu. Nie mam żadnych kontuzji i jestem w bardzo dobrej formie - mówi Mateusz Gamrot w rozmowie z Super Expressem.
- Wśród twoich potencjalnych rywali przewijają się trzy nazwiska: Beneil Dariush, Benoit Saint Denis i Grant Dawson. Z którym z nich chciałbyś się zmierzyć?
- Dawson jest moim kolegą z maty, więc z nim raczej nie będzie walki. Słyszałem, że Saint Denis ma walczyć z Eddiem Alvarezem. Więc pozostaje Dariush, z którym bardzo chętnie bym się zmierzył. Powiedziałem przedstawicielom UFC, że to byłoby świetne zestawienie, bo obaj jesteśmy bez planów na walkę. Mamy wspólną historię sprzed ponad 2 lat, kiedy to stoczyliśmy wyrównaną i widowiskową walkę, ale niestety przegraną dla mnie. Bardzo chętnie bym mu się zrewanżował i UFC o tym wie.
- W październiku skończyłeś 34 lata. Ten rok traktujesz jako być, albo nie być w UFC?
- Bardziej chodzi o powrót do czołówki wagi lekkiej i rywalizowaniu o mistrzowski pas w kategorii lekkiej. Gdybym w sierpniu wygrał z Hookerem, to byłbym zestawiony z Gaethje i byłbym bardzo blisko mistrzowskiego pojedynku. Niestety oddaliłem się od tego, ale jestem ósmy w rankingu. Jeżeli wygram dwie walki w tym roku i to w dobrym stylu, to znów będę w czubie kategorii lekkiej i miałbym szansę rywalizować o tytuł. Chodzi o być albo nie być w czołówce mojej kategorii, bo walczyć będę cały czas.
- Rozrasta się polska kolonia w klubie American Top Team w Boca Raton na Florydzie. Jak odbierani są Polacy w tym prestiżowym klubie?
- ATT jest największym klubem MMA na świecie i jednym z najlepszych. Nie dziwię się, że przyjeżdża tu coraz więcej zawodników. Jeżeli ktoś chce rywalizować z najlepszymi, to powinien tu trenować. Mnie cieszy, że jest tu coraz więcej Polaków, bo każdy z nas, kto rywalizuje na matach ATT, zostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. To korzystne dla klubu i dla nas, bo możemy się rozwijać.
- Mógłbyś na stałe mieszkać na Florydzie?
- Przylatuje tutaj regularnie już od ośmiu lat i za każdym razem bardzo dobrze się tu czuję. Jednak równie dobrze czuję się w Polsce. Jestem lokalnym patriotą. Dla mnie najlepszą receptą jest łączenie tych dwóch miejsc. Dzięki temu czerpię korzyści i satysfakcje z obydwu krajów. Inny zasób technik i stylów jest w Polsce, a inny w ATT. Dzięki temu mogę wybierać te elementy, które mi najbardziej odpowiadają.