- W mojej miejscowości był taki boss, właściciel dyskoteki. Jego ochroniarz nadepnął mi na odcisk. Wielkie chłopisko, parę lat starszy ode mnie, boks trenował. Wdaliśmy się w bójkę, ale myślałem, że załatwiliśmy to po męsku. A on okazał się babą. Oskarżył mnie o pobicie i kradzież złotego łańcucha wartego tysiąc złotych. Na rozprawie oczyszczono mnie z zarzutu kradzieży, ale za pobicie musiałem swoje odsiedzieć. W pierwszej instancji dostałem 3,5 roku, po apelacji - 2,5. Za dobre sprawowanie wypuścili mnie przed czasem. Kuratora miałem 2 lata. Zwolnienie warunkowe skończyło mi się 20 marca tego roku - opowiadał Pudzianowski w rozmowie z "Super Expressem" w 2004 roku.
Łóżkowy sekret Mariusza Pudzianowskiego wyszedł na jaw. Coraz mniej osób robi to tak klasycznie
Co ciekawe Pudzianowski podczas 19 miesięcy za kratami... pisał pamiętnik, którego fragmentami podzielił się z nami we wspomnianym artykule.
"Leci mi już dziesiąty miesiąc odsiadki. Dzień jak co dzień. Pobudka - 6:30. Apel o 7. Na śniadanie nic specjalnego nie było Dali "cwaniaka" (salceson - red.), chleb, masło i kawę. O 10 jak co dzień 45 minut spaceru. Za to o 11 zaczął się mały młyn. Wychodzimy do łaźni. Są ze mną "Kulfon" i "Grabarz", kalifaktorzy (ci, którzy rozwożą posiłki po celach - red.). Razem ćwiczymy w siłowni urządzonej w łaźni Spadła antanda (grupa porządkowa - red.), przewrócili całą łaźnię i kantorek, gdzie trzymaliśmy żelastwo do ćwiczeń, łomem rozwalili szafę. Jakby cyklon przeszedł. Można się domyśleć, dlaczego. Bo telefon był tam schowany. Potem zrobili nam "suchą łaźnię" w izolatce. Przesłuchiwali, czy to zguba. Na pewno ktoś nas z zazdrości sprzedał. Że po treningach możemy codziennie wziąć prysznic, a reszta raz w tygodniu" - czytamy we wpisie z 7 czerwca 2001 roku.
Dobre zachowanie Pudzianowskiego za kratami miało drugie dno. "Pudzian" był niemal wzorowym więźniem głównie dla swojej ówczesnej narzeczonej, Sylwii Makowskiej, która odliczała czas od widzenia do widzenia.
- Czekało się na nie tygodniami. Mariusz brał się za każdą robotę, pielił grządki, grabił liście, sprzątał siłownię. Wszystko po to, by w nagrodę dostać dodatkowe 45 minut widzenia. I co tydzień przysyłał mi listy - opowiadała Makowska na łamach "Super Expressu".