Każdy kto decyduje się na uprawianie skoków narciarskich musi wyzbyć się strachu i być przygotowanym na to, że prędzej czy później zanotuje jakiś upadek. I pół biedy, jeśli będzie to zwykła wywrotka, ale w historii tej dyscypliny było już mnóstwo wypadków, które kończyły się fatalnie dla zawodników. Polscy kibice wiedzą o tym doskonale, bo równo siedemnaście lat temu tysiące fanów nad Wisłą wstrzymało oddech. Wszystko za sprawą tragicznie wyglądającego upadku Adama Małysza w Salt Lake City w 2004 roku. Dla "Orła z Wisły" sezon 2003/04 nie był udany, a to co wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych było niejako podkreśleniem pecha prześladującego naszego mistrza. W zasadzie nic nie wskazywało na to, aby próba Małysza miała zakończyć się dramatem. Niestety już po wylądowaniu zaczęły się poważne problemy z utrzymaniem równowagi.
Adam Małysz dostał na noc te wiadomości. Gdy je odczytał, musiał załatwić istotne sprawy. Nie ma czego zazdrościć!
Chwilę po zetknięciu nart ze śniegiem, Małysz nie utrzymał lewej narty, która zaczęła mu odjeżdżać. Skoczek przy dużej prędkości stracił równowagę i z ogromnym impetem uderzył o twardy zeskok. Obrazki z tego wypadku wstrząsnęły wieloma kibicami. Przy Małyszu od razu pojawiły się służby medyczne, a najgorsze było to, że niemal cały impet uderzenia przyjęła głowa Małysza.
Czegoś takiego u Adama Małysza jeszcze nie było! Wyzywali się straszliwie. Padały NAJGORSZE OBELGI
Legenda polskich skoków doznała wstrząśnienia mózgu. W dodatku Małysz musiał pauzować przez kilka tygodni. Trzeba jednak przyznać szczerze, że w perspektywie czasu były to i tak "dobre" informacje. Apoloniusz Tajner w rozmowie z TVP Sport przyznał, że wszystko mogło zakończyć się o wiele tragiczniej. - Sam upadek może nie wyglądał groźnie, ale był groźny, bo Adamowi poderwało lewą nartę, do tego doszła siła odśrodkowa i uderzył mocno głową. Słyszałem, że nawet pękł mu kask. Potężne uderzenie. Gdyby nie miał kasku, prawdopodobnie mógłby nie przeżyć tego upadku - powiedział ówczesny szkoleniowiec polskiej kadry.
Prezes PZN zdradził również, co działo się z Małyszem po wypadku. - Miał objawy wstrząśnienia mózgu, wymiotował. W takich sytuacjach nigdy nie wiadomo, mogło dojść do urazu wewnątrz czaszki. Został zbadany na miejscu, później odtransportowany do hotelu i sam przebywał w pokoju - wyznał Tajner. Sam Małysz w kilku wywiadach przyznawał, że to jeden z najgorszych momentów w jego karierze.