Dużo wydarzyło się pod koniec marca w polskich skokach narciarskich. Jasne stało się, że Michal Doleżal nie będzie już dłużej trenerem reprezentacji Polski. Jego umowa nie została przedłużona i tym samym sześcioletnia przygoda Czecha z biało-czerwonymi dobiegła końca. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że to rozpęta prawdziwą burzę.
Małysz miał chwile zwątpienia. Wszystko się zmieniło
Rzadko zdarza się, aby polscy skoczkowie zajmowali tak mocne stanowisko w danej sprawie. A Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki przypuścili prawdziwy atak na decyzję PZN. Wywołało to ogromną dyskusję dotyczącą sytuacji w polskich skokach. Ostro wypowiadali się również o Adamie Małyszu, choć wydawało się, że ich kontakty są w porządku.
Orzeł z Wisły po tych wypowiedziach zniknął na kilka dni i nie udzielał się w mediach. Pojawiły się nawet doniesienia, że poważnie rozważa odejście z PZN. Szybko okazało się, że nie były to plotki, bo takie myśli w głowie Małysza rzeczywiście się pojawiły, na co wskazują jego ostatnie wywiady. Radykalnych decyzji jednak nie będzie.
Małysz nie zostawił złudzeń. Wciąż będzie pracował w PZN
W rozmowie z Eurosportem przyznał, że obiecał Thomasowi Thurnbichlerowi, nowemu szkoleniowcowi polskiej kadry, iż będzie go wspierał. - Zastanawiałem się, czy to ma sens, ale teraz, gdy mamy nowego trenera, znów nabrałem ochoty do pracy - wyjawił legendarny skoczek. Dodał, że nie było łatwo przekonać Thurnbichlera, ale ze względu, że się udało, ma motywację do pracy.
- W końcu udało się go przekonać, choć nie było łatwo, bo dostał od Austriaków bardzo dobrą ofertę. Oni nie chcieli go puścić, ale obiecałem Thomasowi, że mu pomogę. Dalej będę wkładał serce w to, co robię, a nie rzucam słów na wiatr. Jeśli się z kimś umawiam, dotrzymuję słowa - powiedział dyrektor w PZN.