Adam Małysz wspomina swój triumf w Zakopanem. I życzy młodszemu koledze:
Niech Kamil wreszcie pobije mój rekord!
Pięć tygodni temu Kamil Stoch (34 l.) wygrał 39. konkurs Pucharu Świata w karierze i zrównał się liczbą zwycięstw z legendarnym Adamem Małyszem (43 l.). Kolejne zawody nie przyniosły mu wyjścia na czoło polskiej klasyfikacji wszech czasów. Czy uda się wreszcie w ten weekend na ulubionej Wielkiej Krokwi w Zakopanem? Życzy mu tego Orzeł z Wisły, obecnie dyrektor PZN.
„Super Express”: – Nie żal będzie rozstawać się z rekordem?
Adam Małysz: – Przecież to nieuniknione. A jako działacz PZN pragnę, by nasi zawodnicy poprawiali rekordy i żeby polskie sukcesy trwały jak najdłużej. Tym bardziej że mam w to jakąś małą cząstkę własnego wkładu. Przyznam, że sam nie wiedziałbym, ile mam pucharowych zwycięstw, gdyby nie przypominali o tym dziennikarze (śmiech). Kamil może już teraz pobić rekord, jeśli odda dwa takie skoki jak w poprzednią sobotę w Klingenthal. I niech to wreszcie zrobi!
– Blisko czy daleko jeszcze naszym skoczkom do formy, którą mają prezentować podczas mistrzostw świata?
– Po Turnieju Czterech Skoczni powiedziałbym, ze ta forma jest już teraz. Ale potem nastąpiły lekka zadyszka i mniej udane starty, zwłaszcza w niedziele.
– Udało się naprawić stępioną dynamikę na rozbiegu?
– Ekipa wraz z profesorem Haraldem Pernitschem wykonała kosmetyczne modyfikacje w ustawieniu elementów treningu przed samym startem. Tak, żeby superkompensacja wydolności nie wypadała w piątek i sobotę, ale w sobotę i niedzielę. Mam nadzieję, że w Zakopanem niedziela będzie dla nas. Bardzo byśmy chcieli doczekać się znowu polskiego zwycięstwa, ale nie jestem wróżką. I przypominam, że w bardzo dobrej formie jest Halvor Granerud, który nakręca się kolejnymi triumfami.
– Czy Wielka Krokiew jest obiektem przyjaznym dla skoczków?
– Jest przyjazna dla wszystkich. Fajnie się na niej skacze, swoje robi też widok z góry rozbiegu na miasto w dole. Ale nie jest łatwa. Gdy wieje wiatr od tyłu, robią się spore różnice między zawodnikami.
– A który z pańskich czterech pucharowych triumfów zapadł najbardziej w pamięć?
– Ten pierwszy, w roku 2002. Byłem faworytem, a w pierwszym dniu mi nie wyszło (7. lokata – red.). Nie spałem prawie całą noc. Dopiero gdy nad ranem usłyszałem śpiewy kibiców „Adam, nic się nie stało”, dostałem takiego powera, że wygrałem w niedzielę. Na Wielkiej Krokwi nie raz skakałem lepiej, niż wynikało to z aktualnej formy. Bo ogromnie wiele czyni tam atmosfera, którą tworzą polscy kibice. A tegoroczne konkursy, bez widowni, są jak treningi. Nie mają atmosfery.