Światowa Federacja Narciarska próbuje popularyzować skoki w innych krajach niż te, które od lat dzielą między sobą sukcesy. Przed tym sezonem FIS, właśnie celem dania szansy słabszym, zmniejszył kwoty startowe dla najlepszych reprezentacji. Wielu tą zmianę uznało za kontrowersyjną. Do teraz najlepsze kraje mogły wystawić do zawodów sześciu lub siedmiu skoczków. Nowy sezon ma gwarantować trzem najlepszym drużynom sześciu skoczków, kolejnym trzem tylko pięciu.
FIS argumentuje, że to ma zmobilizować i promować skoki, eksperci jednak biją na alarm, mówiąc, że to powolne zabijanie dyscypliny, bowiem wielu utalentowanych skoczków z tychże mocnych krajów (Norwegia, Austria itd.) nie będą mieli możliwości włączyć się do rywalizacji o punkty Pucharu Świata. Albo długo czekać na debiut.
Ekspert Eurosportu Jakub Kot w rozmowie z "WP Sportowe Fakty" przyznał, że pomysł FIS by się obronił, gdyby lepiej wypromowane byłyby zawody Pucharu Kontynentalnego. jego zdaniem powinny zawierać profesjonalną obsługę telewizyjną, a skoczkowie wygrywać w nich większe nagrody finansowe. Ponadto: Zawodnik, który wygrywa dany period w Pucharze Kontynentalnym, miałby szansę wrócić do Pucharu Świata i startować w nim do końca sezonu, bądź też powrócić na kilka konkursów. To przysługiwałoby wyłącznie danemu skoczkowi i nie zabierało miejsca z kwoty startowej reprezentowanego przez niego kraju - powiedział Kot, który dodał, że chęć promowania skoków to jedno, a utrzymania zawodów na wysokim poziomie to drugie. - Pomysł pewnie sam w sobie nie jest zły, ale nie można wylać dziecka z kąpielą. Zaraz awans do drugiej serii, może nie być dużym wyzwaniem - dodał.