Były prezes Legii Bogusław Leśnodorski przed wyprawą na K2: W górach tylko głupiec się nie boi

2017-07-10 0:11

Milion złotych kosztów, pół tony sprzętu i kilkanaście osób w ekspedycji. Były prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski (40 l.) wczoraj wyruszył w Himalaje. Dowodzi ekipą, która ma pomóc Andrzejowi Bargielowi (29 l.) w pierwszym w historii zjeździe na nartach z K2. Tuż przed wyruszeniem na ośmiotysięcznik, z ex-szefem klubu z Łazienkowskiej porozmawialiśmy o wyprawie, Vadisie Odjidji – Ofoe (28 l.) i stołecznej drużynie.

Super Express: - Ekscytacja, niepewność, strach? Które z tych uczuć jest panu najbliższe tuż przed wyjazdem w Karakorum?

- Przygoda. Naszym głównym celem jest pomóc Jędrkowi żeby zjechał z K2. Jeżeli szybko się z tym upora, to potem popróbujemy coś zrobić dla siebie. Chcemy zrobić maksymalnie dużo materiału zdjęciowego i filmowego żeby pokazać te góry tak jak dotąd nikt tego jeszcze nie zrobił. Założyłem, że wchodzę tylko tyle, żebym mógł zjechać. Każdy normalny człowiek czuje strach, ale nie zrobimy nic wariackiego. Mam dzieci, chcę dla nich żyć. Trzeba działać z głową i odpowiedzialnie. Jak ktoś  nie myśli, to przez Warszawę będzie jeździł 200 km na godzinę i… może się uda. Ale pewnie spotka go nieszczęście. Do wszystkiego trzeba podchodzić rozsądnie.

- Chce pan dojść do bazy?

- Niczego nie zakładam. Warunki atmosferyczne, pogoda, trudności na trasie. Wszystko może się zmienić w każdej chwili. Zamierzam dojść jak najwyżej. Gdzieś w duszy mam cel, by zjechać z ośmiotysięcznika na nartach. Ale jeszcze nie teraz. Może w przyszłym roku…

- Po co to Panu?

- Przejście się lodowcem, czy wejście na Kilimandżaro wymaga wysiłku, ale jest naprawdę bardzo fajne. Chcemy pokazać alternatywny sposób spędzania wolnego czasu. Że zamiast lecieć na Malediwy można poobcować z pierwotną, surową, ale piękną naturą. Jędrek, który w krajach alpejskich – Szwajcarii, Włoszech czy Francji jest ikoną. To świetny kandydat na wzór dla młodych ludzi, taka przeciwwaga dla internetowych celebrytów, internetowego stylu życia.

- A jak już Jędrek zjedzie z K2, to co dalej?

- W górach jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Na Grenlandii są szczyty jeszcze nie nazwane. Mamy plan, żeby wyruszyć tam jachtem i z poziomu wody wchodzić na jeszcze nie opisane na mapach góry. Albo w ciągu roku zdobyć największe szczyty na siedmiu kontynentach. Jest mnóstwo możliwości. Jędrek chce napisać nową historię, a ja zamierzam mu w tym pomóc.

- Koszt wyprawy zamknie się w milionie złotych?

- Coś koło tego. Mamy sponsorów, pomagają różni ludzie. Poza tym gros z tych środków kosztował sprzęt, który zostanie i jeszcze wiele razy się przyda. Generatory, komputery do łączności i danych pogodowych. Są z nami goście, którzy zawodowo przewidują pogodę, bo ona jest najważniejsza. Nikt nie jest idiotą żeby wyjść w góry i trafić na burzę, w której nic nie widać, a wiatr wieje z prędkością 300 km/h.

- Ile stracił pan na wadze w porównaniu do czasów, kiedy był Pan prezesem Legii?

-  Schudłem 16 kg. Zrezygnowałem z alkoholu i z cukru. A poza tym żyje normalnie. Zdrowo, jestem aktywny fizycznie. Chodziłem na siłownię, biegałem, pływałem. Przez ostatnie cztery miesiące po 5-6 godzin dziennie. Zawsze byłem zwolennikiem aktywnego wypoczynku. Jedni wolą leżeć na plaży, inni coś robić. A jak się ćwiczy z głową, to jest to naprawdę przyjemne. Najważniejsze to przygotować organizm do długotrwałego , trwającego kilka tygodni wysiłku. Największym problemem jest wysokość. Dlatego spałem w namiocie w warunkach jakie panują na 4 tysiącach n.p.m.

- Jak się funkcjonuje na takiej wysokości?

- Największe problemy są z tlenem i z ciśnieniem. Jak pierwszy raz poszedłem tak wysoko to nie zmrużyłem oka. Człowiek wstaje rano jakby był na potężnym kacu. Potrzeba z godzinę żeby dojść do siebie.

- Ile meczów Legii opuści?

- Do Jędrka i chłopaków, którzy tam już są dotrzemy 15 lipca. Wracamy 9 sierpnia. Wrócę kiedy drużyna – mam nadzieję - będzie już w grupie Ligi Mistrzów.

- Przy Łazienkowskiej mówi się, że na pożegnanie, zostawiliście klubowi  pocałunek śmierci w postaci ustaleń z Vadisem Odjidją – Ofoe, że połowa kwoty z jego sprzedaży wynosząca powyżej 1,5 mln euro, trafia do kieszeni piłkarza.

- Przecież to jest głupota! Wszystko co jest ustalone, to Darek ustalił z menedżerami Vadisa. Przecież rozmawiają od marca. Co ja mam z tym wspólnego? Wtedy już mnie nie było… Generalnie uważam, że sytuacja poszła już zdecydowanie za daleko i trzeba ją jak najszybciej rozwiązać.

- O co chodzi z aferą o stanie zdrowia Vadisa wywołaną przez lekarzy Krasnodaru? Ofoe naprawdę ma zniszczone kolana?

- Moim zdaniem Rosjanom wyszło, że wydadzą za dużo i w ten sposób się z tego transferu wycofali. Kwoty, które słyszałem z mediów były abstrakcyjnie wysokie. Ktoś usiadł – nie, nie i wymyślił chore kolana.

- Jeśli to kłamstwo, to menedżer powinien zrobić straszny szum, bo to uderza w jego zawodnika. Smród pozostanie…

- Z tymi badaniami to jest jakaś kompletna głupota. Jestem przekonany, że Vadis jest zdrowy i zdolny do gry w piłkę na wysokim poziomie.

- Po meczu z Arką w Superpucharze już można wysnuć wniosek, że Legia Leśnodorskiego była lepsza od tej Mioduskiego?

- To był pierwszy mecz. Za wcześnie na oceny. W zespole brakowało pięciu czy sześciu kontuzjowanych zawodników. Poza tym w pierwszej połowie graliśmy dobrze.

- Gdyby nadal rządził pan w Legii, to wziąłby z Wisły Krzysztofa Mączyńskiego po deklaracjach, że nie zagra w Legii?

- Pomidor.

- Zabrakło pana w Legii, to i brakuje spektakularnych wzmocnień…

- Nie emocjonuję się transferami. Tu nie chodzi o szumne wzmocnienia, tylko o to żeby drużyna wygrywała. Liczy się to, żeby Legia w sierpniu była gotowa na grę o mistrzostwo Polski i awansowała do  Ligi Mistrzów, a nie fajerwerki.

- Tak z ręką na sercu, nie brakuje panu Legii?

- Życie pisze różne scenariusze. Nic nie jest wieczne. Najważniejsze, żeby to było dobre dla klubu. Jak ktoś jest kibicem, to klub będzie w sercu zawsze.

Najnowsze