W zawodach w Salt Lake City odbyły się dwie osobne rywalizacje na najkrótszym dystansie 500 m. W pierwszej z nich panczenistka AZS AWF Katowice pobiła rekord Polski wynikiem 37,031 s i zajęła czwarte miejsce. W drugiej nie miała sobie równych. Jako pierwsza w historii polskiego łyżwiarstwa szybkiego złamała barierę 37 sekund windując rekord na poziom 36,775 s. Wyprzedziła Rosjanki Golikową (36,786 s) i Fatkulinę (36,937).
- Jestem przeszczęśliwa! Od samego rana czułam, że to będzie ten dzień i że stać mnie na wiele, ale nie spodziewałam się, że wygram. To był przejazd idealny technicznie. Idealnie wystartowałam, pojechałam przy samej krawędzi i wręcz wyfrunęłam na metę. Ale to nie koniec, stać mnie jeszcze na poprawienie tego wyniku. Mam nadzieję, że w Pekinie powtórzę takie przejazdy - mówiła triumfatorka w rozmowie z „Super Expressem”.
W historii Pucharu Świata kobiet tylko jedna polska zawodniczka odniosła wcześniej zwycięstwo: Erwina Ryś-Ferens w roku 1988, gdy Andżeliki nie było jeszcze na świecie.
6/08/2020 Mistrzyni panczenów Erwina Rys-Ferens dotknięta ciężką chorobą. Nogi odmówiły posłuszeństwa
Na tym samym torze w Salt Lake City Wójcik wraz Natalią Czerwonką i Kają Ziomek zdobyły w ubiegłym roku brązowy medal MŚ w sprincie drużynowym.
Zaskoczenia i radości jej zwycięstwem nie krył Tuomas Nieminen, szkoleniowiec reprezentacji Polski sprinterów.
- Może nie spodziewałem się, że Andżelika wygra w sobotę, ale jeszcze przed zawodach mówiłem Konradowi Niedźwiedzkiemu (dyrektorowi sportowemu PZŁS – red.), że stać ją na czas w granicach 36.7-36.8 sekundy. Jej bieg był perfekcyjny – powiedział fiński trener, który w związku z zakażeniem koronawirusem nie udał się z podopiecznymi do USA. – Jestem dumny z niej, ale i z całego zespołu. Cieszę, że mamy teraz pierwszy szczyt formy, dzięki czemu jesteśmy w gronie najlepszych drużyn na świecie. Żałuję tylko, że nie mogę z nimi dzielić tej radości.