Kibice skoków narciarskich doskonale pamiętają niektóre sceny, które do dziś mrożą krew w żyłach. Fatalne upadki zdarzały się najlepszym zawodnikom. Bo lot potrafi być niekiedy zdradliwy i wystarczy jeden podmuch wiatru, aby obrócić próbę w prawdziwe piekło. Błędy i pech przytrafić może przytrafić się tak naprawdę każdemu. Szczęścia do swojego ostatniego skoku nie miał Adam Niżnik. Młody reprezentant Polski miał się pojawić podczas ostatnich konkursów Pucharu Kontynentalnego, które odbywały się na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. To właśnie na tej skoczni 18-latek przeżył prawdziwy horror, o którym poinformował portal skijumping.pl. Niżnik przed tygodniem zanotował fatalnie wyglądający upadek. Ze względu na poważny charakter wypadku, skoczek nie mógł wziąć udziału w zawodach Pucharu Kontynentalnego.
Od 20 lat rodzice Piotra Żyły ciężko pracują każdego dnia. Tak Ewa i Zbigniew Żyłowie ostro HARUJĄ na życie
Konsekwencje upadku były na tyle poważne, że Niżnik musiał zostać zabrany do szpitala karetką. - Wyglądało to bardzo poważnie, upadek podobny do Kingi Rajdy podczas mistrzostw Polski w Wiśle. Adama zabrała karetka, ponieważ nie był w stanie ustać na nogach. Był bardzo poobijany - powiedział portalowi skijumping.pl Krzysztof Biegun, jeden z trenerów grup młodzieżowych.
To Stefan Horngacher wyrzucił Polaka z reprezentacji. Szczere wyznanie Andrzeja Stękały. To bolało!
Na szczęście okazało się, że zawodnik nie doznał żadnych poważnych urazów i skończyło się na siniakach. - Niestety, w skokach narciarskich zdarzają się wypadki. Tutaj wina leży po mojej stronie. Ucierpiała prawa ręka i noga. Na początku, kiedy transportowano mnie karetką, mówiono o możliwości złamania ręki z przemieszczeniem. Prześwietlenie to wykluczyło, skończyło się na krwiaku - powiedział Niżnik. Wyjaśnił również, że pierwsze dni po upadku były dość słabe, jeśli chodzi o stan zdrowia, ale z każdą chwilą jest coraz lepiej.