- Nie wiem, gdzie na siebie wpadli, ale gdy się spotkali, okazało się, ze są jakby dla siebie stworzeni – mówi nam Apoloniusz Tajner, który kierował narciarska centrala w okresie największych sukcesów Justyny Kowalczyk.
Kacper Tekieli zginął poniesiony lawiną w szwajcarskich Alpach, na zboczu góry Jungfrau (4158 m), prawdopodobnie zjeżdżając na nartach po zdobyciu wierzchołka. To był jeden z aktów planu zdobycia wszystkich 82 alpejskich szczytów o wysokości powyżej 4000 m.
- Kilkakrotnie miałem okazję zobaczyć razem Justynę i Kacpra, z synem Hugonem. Aż biło od nich, że są bardzo szczęśliwi - nie kryje Apoloniusz Tajner. - Bardzo dużo szczęścia przyniosło im dziecko. A małżeństwem bardzo dobranym byli także z racji wspólnej pasji do gór. Strasznie mi przykro po tym, co się stało.
Justyna Kowalczyk-Tekieli urodziła się w górach. Kacper pochodził z Gdańska, a górami zaraził się już w wieku dorosłym. Stał się wyczynowym wspinaczem, z bardzo cennymi osiągnięciami w górach wysokich. Żona zaczęła go naśladować na tyle, na ile pozwalało jej doświadczenie zdobyte podczas biegów po szczytach Tatr.
- Wspinaczka stała się dla niej czymś nowym, ale właściwie Justyna robiła to, co dawniej - uważa były sternik PZN. - Bo ona od zawsze kochała bieganie, po trasach, po górach. Aż trener Aleksander Wierietielny musiał ją nie raz temperować. A ostatnio podziwiałem, że po górach chodziła z maluszkiem, konsekwentna dla swojej pasji.