>>> Wszystko o Justynie Kowalczyk na Gwizdek24.pl
- Ja nie straciłam równowagi. Nie wiem, o co chodzi. Właśnie rozmawialiśmy z trenerem, że zaraz pojawią się opinie, że straciłam formę na dwa tygodnie. Zresztą, kiedy byłam w Polsce, też o tym czytałam - powiedziała Kowalczyk w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
- Większych bzdur w swojej karierze jeszcze nie słyszałam. To głupoty wyssane z palca. Teraz mieliśmy wreszcie bieg na dziesięć kilometrów klasykiem, przy minus piętnastu stopniach, w równych warunkach do smarowania i nikt nie siedział mi na plecach. Wiedząc, co tu będzie, zdawałam sobie sprawę, co mogę osiągnąć. I wcale nie musiałam się szczególnie wysilać - tłumaczyła Kowalczyk.
Kowalczyk ma już praktycznie pewne zdobycie Pucharu Świata. - Musiałabym biegać tyłem, żeby coś się zmieniło. Od dawna, praktycznie od Tour de Ski, byłam spokojna. Wiedziałam, że podążam w dobrym kierunku - stwierdziła Justyna.
Wśród kilku krytycznych uwag po starcie Kowalczyk na MŚ w Val di Fiemme, niektóre mówiły nawet o zakończeniu kariery przez Justysię. Ta na szczęście nie daje się łatwo zbić z tropu i sama ucisza niedowiarków.