Justyna Kowalczyk po raz kolejny postanowiła zaangażować się w społeczny spór. Chyba każdy z nas kiedyś sprawdzał w Internecie objawy swojego przeziębienia i gdy udawał się później do lekarza, to wątpił w diagnozę specjalisty, ponieważ w sieci napisano coś innego. Właśnie z tej przywary śmiała się na Twitterze nasza multimedalistka olimpijska. Na portal społecznościowy wstawiła zdjęcie kartki z przychodni, na której w dość żartobliwym tonie zwrócono się do pacjentów. "Pacjenci, którzy już samodzielnie zdiagnozowali swoje objawy w GOOGLE i po prostu chcieliby uzyskać drugą opinię proszeni są o ich sprawdzenie w YAHOO.COM" - czytamy w krótkim komunikacie. Google i Yahoo to oczywiście popularne internetowe wyszukiwarki.
Cały wpis opatrzyła emotkami, sugerującymi, że wiadomość bardzo ją rozbawiła. Niewykluczone jednak, że została wywieszona przez jakiegoś żartownisia, który chciał błysnąć w Internecie i mieć swoje pięć minut. Wśród obserwujących zdania były podzielone. Jednych wpis mocno rozbawił, inni okazali się znacznie bardziej powściągliwi w ocenie.
"To pewnie ci co lecza się na internecie. A gdy przychodzą do lekarza to go pouczają... Bo panie doktorze na internecie było napisane że..." - śmiał się jeden z obserwujących. "Z jednej strony śmieszne, ale z drugiej, gdyby Polacy mieli normalny dostęp do lekarzy specjalistów, może nie szukaliby pomocy za pośrednictwem Google" - odpisał kolejny już w zdecydowanie innym tonie. W dyskusję włączyła się także Jagna Marczułajtis. "Niestety w wielu przypadkach zwłaszcza w neurologii rodzice są zmuszeni szukać na własną rękę, błędna diagnostyka mojego syna trwała 7 miesięcy od jego urodzenia" - napisała uczestniczka igrzysk olimpijskich w 1998, 2002 i 2006 roku.