Walka o zwycięstwo w tegorocznym Letnim Grand Prix oficjalnie rozpoczęło się w sobotę. Wówczas na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle zobaczyliśmy konkurs indywidualny, w którym faworytami byli Polacy. Ci już w kwalifikacjach pokazywali, że są w dobrej formie i będą w stanie powalczyć o zwycięstwo w zawodach. I co najważniejsze, przewidywania się sprawdziły.
Stoch znów miał pecha. Tego nie da się wytłumaczyć
Podopieczni Thomasa Thurnbichlera skakali jak natchnieni. W ostatecznym rozrachunku aż siedmiu biało-czerwonych znalazło się w czołowej dziesiątce. Najlepszy w zawodach okazał się Dawid Kubacki, a tuż za nim uplasował się Kamil Stoch. Podium uzupełnił Karl Geiger. Polacy mieli więc powody do zadowolenia po sobotniej rywalizacji.
Po swoim skoku Kamil Stoch nie mógł już wytrzymać. Wszystko nagrały kamery, ale nie pokazali w TV
- Dla mnie to jest jak wygrana. Dawid latem jest niepokonany, nie łudziłem się, że uda mi się z nim wygrać - żartował przed kamerami TVP Sport Stoch. Mistrz nie miał jednak pełnych powodów do radości, bo w drugiej serii znów trafił na najgorsze warunki. Ten kazus doskonale znany jest z sezonów zimowych, podczas których Stoch puszczany jest w fatalnych niekiedy warunkach.
- Nie chcę mówić, kto miał szczęście, kto pecha, bo to nie ma sensu - gryzł się w język zawodnik z Zębu. Kibice ponownie mogą mieć pretensje do Borka Sedlaka, który decyduje o zapaleniu zielonego światła zawodnikom. Z przymrużeniem oka o Czechu w rozmowie z Interią wspomniał sam Stoch. - Borek Sedlak tak długo czekał z zapaleniem zielonego światła dla mnie, że wyczekał, aż wiatr w plecy będzie najsilniejszy i dopiero wtedy mnie puścił - powiedział trzykrotny mistrz olimpijski.