Dobre skoki Kamila Stocha to już przeszłość. Jeszcze dwa tygodnie temu 35-latek zanotował najlepszy występ w sezonie, zajmując 4. miejsce w Sapporo, ale Japonię opuścił po słabszej niedzieli (23. pozycja). Wtedy wydawało się, że jest to jedynie wypadek przy pracy, jednak 39-krotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata wpadł w prawdziwy dołek. Loty w Bad Mitterndorf były dla niego mordęgą, a kulminacja złych emocji miała miejsce w miniony weekend w Willingen. Stoch nie zakwalifikował się nawet do niedzielnego konkursu i nie było już na co czekać. Thomas Thurnbichler postanowił wycofać jednego z najlepszych skoczków w historii z PŚ, a jego utytułowany podopieczny ma odzyskać radość ze skakania. W tym ma pomóc spokojny czas spędzony w Polsce, który ma wygasić złe emocje targające obecnie "Orłem z Zębu".
Kamil Stoch nie gryzł się w język po dramacie w Willingen. Powiedział o końcu kariery
Stoch odpocznie od rywalizacji i nie uda się z kolegami do Lake Placid, ale jeszcze po niedzielnej klęsce odbył szczerą rozmowę z Dominikiem Formelą ze Skijumping.pl. Przyznał, że nie miał jeszcze okazji porozmawiać z Thurnbichlerem, jednak rozumie i akceptuje decyzję sztabu o odstawieniu go od składu. Dodał, że jeszcze na treningu przed lotami na Kulm skakało mu się naprawdę świetnie, ale specyficzny obiekt w Austrii odbił się na jego technice i doprowadził do rozsypki. Kolejny raz dała o sobie znać ambicja wielkiego mistrza, którego celem są zwycięstwa, a nie miejsca w drugiej czy trzeciej dziesiątce PŚ. Stoch nie zamierza kontynuować kariery jak Noriaki Kasai czy Simon Ammann.
- Nie jestem tego typu zawodnikiem. Tak, jak mówiłem. Kocham skakać na nartach, ale dopóki jestem w stanie naprawdę skakać na bardzo wysokim poziomie, to chcę to robić. Skakanie na średnim poziomie totalnie mnie nie interesuje. Po prostu nie będę tego robił, jak będę widział i czuł w sobie, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej. Że skaczę ledwo do "30". To nie, totalnie to nie jest dla mnie - wypalił trzykrotny mistrz olimpijski. Na szczęście obecnie czuje, że stać go na naprawdę dużo i nie zamierza się poddać.
- Ktoś może pomyśleć: "no, ale skaczesz ledwo do 30 teraz, nie? To czemu nie kończysz?". Ale ja czuję w sobie, że stać mnie na więcej. Jeszcze dwa tygodnie temu na treningach przed Kulm skakało mi się naprawdę super. Potem wydarzyło się coś niedobrego w technice, być może zadziałał na to rozbieg w Kulm, który jest bardzo specyficzny. Cała skocznia jest specyficzna, gdzie podziałała na mnie bardzo źle i teraz nie mogę się w tym odnaleźć. Ale mając świadomość, że jeszcze stać mnie na bardzo dobre skoki, na walkę o te najwyższe cele, staram się pielęgnować palącą się we mnie malutką iskierkę woli walki i chęci podjęcia jeszcze kolejnego razu. I kolejnego, jeszcze kolejnego... - wyjaśnił Stoch.