Kamil Stoch tak złego początku sezonu nie miał od... 15 lat. W sezonie 2008/09 po raz ostatni nie zdobył punktów w żadnym z dwóch pierwszych konkursów Pucharu Świata. Teraz było jeszcze gorzej, bo w Ruce trzykrotny mistrz olimpijski nie przebrnął nawet niedzielnych kwalifikacji. Kryzys Stocha jest widoczny gołym okiem i sam skoczek nie ukrywa, że zmaga się z ogromnymi problemami technicznymi. To natychmiast rozbudziło dyskusję, czy powinien dalej startować w PŚ. Do poprawy formy konieczny wydaje się być spokojny trening. Sęk w tym, że mamy dopiero początek sezonu i niewiele obiektów jest gotowych do treningu. Polacy od dawna planowali sesję treningową w Lillehammer przed oficjalnymi skokami. W związku z tym Stoch nawet przez chwilę nie myślał o odpuszczeniu wyjazdu do Norwegii, co zaczęto rozważać w Polsce.
Kamil Stoch walnął prosto z mostu. Niedawno te słowa były nie do pomyślenia
- Ze względów czysto praktycznych wiedziałem, że tutaj przyjadę. Po pierwsze, były już kupione bilety lotnicze. Po drugie – nawet jeżeli ktoś zakłada, że potrzebuję treningu, to gdzie indziej mam potrenować? Tutaj mamy możliwość zrealizowania kilku sesji treningowych. Świat się nie zawalił. To nie jest pierwszy taki weekend, kiedy coś nie poszło i start jest kiepski. Podtrzymuję to, co mówiłem w wywiadach. To nie jest kompletna katastrofa - stwierdził trzykrotny mistrz olimpijski w rozmowie ze Skijumping.pl po przyjeździe do Lillehammer.
- To nie znaczy, że zapomniałem skakać. W pewnym momencie coś się zgubiło i poprzestawiało. Wydaje mi się, że chodzi o to, by znaleźć jedną rzecz, o którą będę mógł się oprzeć i pozwoli mi skakać normalnie. Przy normalnych skokach nie byłoby problemu, żeby wejść do czołowej "30", co jest absolutnym minimum. Myślę, że z tym nie powinienem mieć żadnych problemów. Tego się trzymam - dodał po chwili, a mówienie o czołowej "30" wywołało u niego spory grymas. Stoch przyzwyczaił siebie i kibiców do walki o najwyższe miejsca, jednak obecnie musi odbudować się krok po kroku.
Listen on Spreaker.