Nie ma wątpliwości, że skoki narciarskie to jedna z tych dyscyplin, która w dużej mierze uzależniona jest od warunków atmosferycznych. Brak śniegu, mocne opady śniegu, czy deszczu, a także silny wiatr potrafią storpedować nawet najważniejsze zawody. Boleśnie przekonują się o tym organizatorzy zawodów w Willingen. Prognozy od dawna nie były optymistyczne, ale nie sądzono, że będzie aż tak źle.
Na piątek zaplanowano przeprowadzenie oficjalnego treningu, a także kwalifikacji. Te pierwotnie miały się rozpocząć o 18:00, ale w obawie przed kapryśną pogodą przesunięto je na 15:00. Trening zaś rozpoczął się o 13:00. Jednak wiatr uniemożliwiał płynne skakanie. Trening był co kilka minut przerywany. Dopiero po godzinie 17 zdecydowano o jego odwołaniu i przeniesieniu kwalifikacji na sobotę.
Ale skoczkowie musieli być cały czas na "czuwaniu". W oczekiwaniu na próbę rozgrzewali się i utrzymywali ciała w gotowości. A to nie jest łatwe, bo nie każdy potrafi się tak długo koncentrować. W dodatku nie popisali się organizatorzy. Niemcy przygotowali dla czekających skoczków posiłek, który nie pasuje do ich diety. Zawodnicy mieli do dyspozycji albo małe kanapki, albo... parówki z musztardą.
- Nie, nie, nie. Parówka to nie jest za bardzo dobre paliwo dla nas. Nam się udało jakąś bułeczkę zahaczyć. To chociaż tyle - powiedział Dawid Kubacki w rozmowie z portalem skijumping.pl. Oby w sobotę pogoda dopisała, bo niewykluczone, że zawodnikom znów zostanie zaserwowany dość dziwny posiłek...