Występy Żyły podczas igrzysk były sporym rozczarowaniem. Mistrz świata z Oberstdorfu pokazywał potencjał na zdecydowanie więcej, a do konkursu na normalnej skoczni przystępował jako jeden z faworytów. Ostatecznie zajął dopiero 21. miejsce, a na większym obiekcie od początku miał problemy. Olimpijski konkurs ukończył na 18. pozycji i po nieudanej drużynówce trudno było mu utrzymać nerwy. Przed kamerami wypalił że igrzyska go rozbiły i nigdy więcej nie chce brać w nich udziału. Nazwał je nudną imprezą i nie ukrywał, że ma ochotę się napić. Gdy emocje opadły, doświadczony skoczek zreflektował się nad wcześniejszymi słowami. Przyznał, że czas pokaże, czy po raz czwarty wystąpi na igrzyskach. Postanowił się skupić na pozostałej części sezonu i to przyniosło skutek!
Żyła nie wierzył w Lahti własnym oczom
Skoczkowie już 16 lutego wrócili do kraju, a kolejne zawody mieli zaplanowane dopiero 9 dni później. Ten czas mogli wykorzystać na odetchnięcie z najbliższymi, których w związku z igrzyskami nie widzieli przez kilka tygodni. Widocznie Żyle było tego trzeba, gdyż Puchar Świata w Lahti okazał się jego wielkim sukcesem. Po raz pierwszy w tym sezonie „Wiewiór” stanął na podium, a jego skok z drugiej serii był fantastyczny. Dzięki niemu awansował z szóstego miejsca zajmowanego na półmetku i o zaledwie 0,2 pkt przegrał z drugim Halvorem Egnerem Granerudem! Mimo że finałowa próba była wyśmienita, polski skoczek nie wierzył, że pozwoli mu ona na awans do czołowej trójki.
- Nie wierzyłem w podium, gdzie tam. Byłem zadowolony z samego skoku. A na podium nie liczyłem. Miałem za dużą stratę, więc pomyślałem: e tam. A później patrzę. Jak przegrałem o 0,2 pkt z Granerudem, to uznałem, że nie mam szans, ale się poszczęściło, bo wygrałem o 0,1 pkt z Eisenbichlerem. No i fajnie, jestem zadowolony – wyznał Żyła po piątkowym konkursie przed kamerą Eurosportu.