- Mieliśmy zamknięte od końca października do początku lutego. A jak otworzyliśmy, szło całkiem nieźle - wyjawia nam Zbigniew Żyła, ojciec Piotra. - Ostatnie dwa weekendy były bardzo dobre, wręcz boom. Pełno miało być także na Wielkanoc. A teraz musieliśmy znowu zamknąć i nic nie pomoże. Nawet Piotrek. Jest ciężko, bo opłaty trzeba ponosić. Tymczasem na święta rezerwacje zostają odwołane. Czuję, że to samo będzie z majowym weekendem. Ale jestem takim biznesmenem, że nie pozwolę, by utrzymywał mnie syn.
Państwo Żyłowie (62 l.) nie posługują się imieniem mistrza skoków dla podniesienia popularności i renomy pensjonatu, ale…
- Większość przyjeżdżających ostatnio gości wiedziała, że Piotrek tutaj bywa i chciała go tutaj spotkać. Chociaż niektórzy byli zaskoczeni. On się pojawiał, bo miał trochę wolnego czasu, robił sobie z nimi zdjęcia, rozdawał gadżety. Rodzinie zagrał też na gitarze i mogę powiedzieć, że zrobił postępy. Zapyla równo (śmiech). Dołożył nowe puchary do kolekcji, którą tutaj prezentujemy. Powiększyła się też kolekcja czapek, które oferujemy. Ale nie zamierzamy zmieniać nazwy pensjonatu, żeby wykorzystać Piotrka. Od dwudziestu lat prowadzimy Źródełko i tak pozostanie.
Piotr Żyła przeszedł samego siebie! Z medali zrobił... To mógł wymyślić tylko on!
Czas wolny od zawodów był też okazją do zorganizowania przyjęcia w gronie bliskich, by uczcić sukces mistrza świata.
- Odbyło się to u babci w Wiśle Głębce – ujawnia pan Zbigniew. - Na dworze, przy stodole, gdzie kiedyś skakał z jej dachu. Było ze dwadzieścia osób, w tym dzieci Piotrka. Przygrywała orkiestra góralska, z którą zaśpiewaliśmy mu „Sto lat”. A potem śpiewaliśmy różne piosenki przy akordeonie. Na stole były placki ze skwarkami, golonka, pieczeń, kapusta, ziemniaki.
Teraz „Pieter” rusza do Planicy, by zakończyć sezon długimi lotami na mamuciej skoczni. Rekord życiowy do pobicia to 248 m. A rekord Polski należący do Kamila Stocha – 251,5 m.