Poprzedni sezon nie należał do udanych. Aschenwald zdobył tylko 168 punktów, co dało mu dopiero 34. miejsce w klasyfikacji generalnej. Najlepiej radził sobie w Wiśle i Rasnovie, tylko tam kończył zawody w pierwszej dziesiątce (kolejno 8. i 10. miejsce).
Na początku lipca jego plany na przyszłe miesiące legły w gruzach. Aschenwald zamiast skakać, będzie się rehabilitować. Wszystko przez kontuzję, której doznał podczas zajeć na skoczni w Innsbrucku.
"5 lipca trenowaliśmy na skoczni w Stams. Atmosfera w zespole była dobra, a moje skoki dawały nadzieję. Pozycja najazdowa działała i ze próby na próbę rosła moja chęć oddawania dłuższych skoków. Po południu przenieśliśmy się na Bergisel, gdzie mogłem kontynuować swoją pracę i zaliczyłem pierwsze skoki na dużym obiekcie. Czwarty z nich nie wyróżniał się niczym szczególnym do momentu, gdy wylądowałem. Od razu wiedziałem, że jest źle. Niestety, nie mogłem już w żaden sposób zareagować na to, co się stało. Poczułem ukłucie w lewym kolanie, które nie wróżył nic dobrego" — opisał skoczek.
Wyniki rezonansu wykazały zerwanie więzadła krzyżowego przedniego, ale to nie koniec. Austriak uszkodził również więzadła krzyżowe tylnie, zerwał łąkotkę i uszkodził chrząstkę. Od razu trafił na stół operacyjny.
"Po usłyszeniu diagnozy było jasne, że nie wystąpię w sezonie 2023/2024. Czas na rehabilitację i stopniowe zwiększanie obciążeń treningowych, by w przyszłym roku znowu wrócić do rywalizacji. Czułem również ból w ramieniu, więc poprosiłem o kolejny rezonans, a ten wykazał kolejne złamanie. Na szczęście nie trzeba było tego operować" — dodał Aschenwald, przy okazji informując, że już chodzi o własnych siłach, bez potrzeby korzystania z kul.