Kwaśniewski zadzwonił do Małysza z gratulacjami
O ile skoczkowie reprezentacji Polski, zza wyjątkiem Pawła Wąska w ostatnich konkursach, nie rozpieszczają kibiców reprezentacji Polski i nie wzbudzają przesadnych emocji, to fani dyscypliny teraz mogą zanurzyć się w serialu "Skoczkowie", który pojawił się na "Prime Video" i powspominać najlepsze czasy polskich skoków. Już w pierwszym odcinku twórcy wrócili do momentu przełomowego dla Polaków, czyli sukcesów Adama Małysza. Niewiele osób może zdawać sobie sprawę z tego, jak w zasadzie w jednej chwili zmieniło się życie "Orła z Wisły".
Po jednym z konkursów Apoloniusz Tajner, ówczesny trener Małysza odebrał telefon od urzędującego prezydenta i nie był w stanie uwierzyć, że zadzwonił do niego Aleksander Kwaśniewski we własnej osobie. Później podobne zdziwienie malowało się chociażby na twarzy żony Adama Małysza.
- To były takie czasy, że mój mąż dzwoni i mówi "prezydent do mnie dzwonił z gratulacjami..." Pierniczysz mówię! Naprawdę?! - wspominała tamte wydarzenia Izabela Małysz.
"Orzeł z Wisły", wykazujący się wtedy zdecydowanie przesadną skromnością, w rozmowie z urzędującym obecnie prezydentem naszego kraju, po przyjęciu gratulacji postanowił wyjaśnić, na czym dokładnie wygląda jego praca.
- Byli onieśmieleni - to jest najlepsze słowo, ale przy tym byli bardzo mili, bardzo kulturalni i tym właśnie ujmowali. "Wie Pan, no robię co mogę. Najpierw ten pierwszy dobry skok, później drugi dobry skok. Jak coś wyjdzie, to dobrze" - przytaczał słowa Małysza wyraźnie rozbawiony Kwaśniewski.
Prezydent RP w latach 1995-2005 tłumaczył również, że jego zdaniem zjawisko "Małyszomanii" było jednorazowe i nie będziemy mieć okazji powtórzyć tego, co działo się wokół Adama Małysza na początku XXI wieku.