PŚ w Planicy to zawsze ogromne wydarzenie w świecie skoków narciarskich. Zawody na słoweńskim mamucie kończą długi sezon, a kibice są świadkami niesamowitych lotów. Letalnica pozwala wylądować naprawdę daleko. W rozmowie z portalem sport.pl, jeden z projektantów obiektu określił odległość, jaką mogą osiągnąć zawodnicy i robi ona spore wrażenie! - Na tym obiekcie można lądować na 255 metrze, jeśli złoży się na to kilka czynników - powiedział Janez Gorisek. Jego słowa znalazły potwierdzenie już w czwartek, podczas kwalifikacji do piątkowych zawodów indywidualnych.
W eliminacjach po raz kolejny ze świetnej strony pokazał się Ryoyu Kobayashi. Japończyk osiągnął najlepszy wynik - 248 metrów. Tyle samo skoczył tylko Markus Eisenbichler. Zaledwie pół metra bliżej wylądował Piotr Żyła. Choć Polak dotknął ręką ziemi przy lądowaniu, to FIS uznał jego rezultat za oficjalny rekord życiowy. Wszystkie te wyniki zawodnicy osiągali z pierwszej (!) - najniższej - belki startowej. A to oznacza, że rekord Kamila Stocha (251,5 metra) jest poważnie zagrożony podczas najbliższego weekendu.
Sam zainteresowany jednak zbytnio się tym nie przejmuje. - Rekordy są po to, żeby je bić, nie boję się, że mogę go stracić. Da się tutaj wylądować jeszcze dalej, ale wyżej wiatr musi być lekki. Dzisiaj był po prostu za mocny - powiedział w rozmowie ze sport.pl skoczek z Zębu. Z kolei Dawid Kubacki zdradził tajemnicę, w jaki sposób można pobić tak wyśrubowany rekord na Letalnicy.
- 248 metrów to jest już dość daleko. Tak naprawdę trudno jest ocenić ile można ustać. Zależy ile jest wiatru na dole. Jeśli jego go sporo pod narty, to można spowolnić ten lot, nieco wyhamować i dociągnąć te metry. Tutaj za dużo nie ma wiatru i spada się ze sporej wysokości i nogi nie są przyzwyczajone do takich przeciążeń - wyjaśnił Kubacki.