"Super Express": - Jak długo trwało przygnębienie po odpadnięciu w kwalifikacjach do mistrzostw świata w lotach?
- Nie było go już na drugi dzień. Pewnie, że trudno było chodzić z podniesiona głową w takiej chwili, ale po opadnięciu emocji i odpoczynku zdałem sobie sprawę, że zamiast się załamywać, trzeba zająć się analizą i naprawianiem.
- Udało się?
- Mój problem był już uchwycony wcześniej. Ale teraz razem z trenerami sięgnęliśmy jeszcze głębiej do jego źródła. Nie chcę jednak mówić więcej na ten temat. W ogóle powinienem teraz więcej robić, niż mówić. Ostatnio mówienia było za wiele. Ale każdy ze skoków podczas treningu na Krokwi był udany, czułem frajdę w powietrzu. To już była dyspozycja pozwalająca myśleć pozytywnie o przyszłości.
Zobacz: Skoki narciarskie: Gdzie transmisja TV z Pucharu Świata w Zakopanem? [TERMINARZ]
- Jaką rolę w regresie formy mógł odegrać wyścig o kształt kombinezonów?
- Żadnej. Uważam, że mamy sprzęt na najwyższym poziomie. O jego wpływie można zresztą mówić wtedy, kiedy skoki są udane pod względem technicznym. Do tej pory nie były.
- Złośliwi doszukują się przyczyn pana kłopotów w problemach osobistych.
- To ich sprawa. Nie mam na to wpływu. I nie muszę nikomu się tłumaczyć. Powtórzę, co mówiłem miesiąc temu: w życiu prywatnym czuję się każdego dnia bardziej szczęśliwy. A od tamtej wypowiedzi minęło już wiele dni...