Rucka była w połowie wyścigu na 10 kilometrów, gdy nagle przewróciła się na trasie. W grę nie wchodził ani błąd techniczny, ani żaden inny, gdyż zawodniczka początkowo w ogóle się nie ruszała. Jak relacjonuje serwis expressen.se, na trasie zapanował spory chaos. Organizatorzy przestraszyli się, że młoda zawodniczka właśnie dostała ataku, który mógł poważnie zagrażać nawet jej życiu. Wokół Polki od razu pojawiło się mnóstwo lekarzy.
Polski obóz zachował jednak spokój. Jak poinformowała Justyna Kowalczyk, asystentka trenera Aleksandra Wierietielnego, nie było to dla biało-czerwonej ekipy powodem do lęku. - Zdarzało się jej to kilka razy w ciągu ostatnich trzech lat. Cierpi na dolegliwość, która powoduje, że czasami mdleje. Dzieje się to zazwyczaj podczas zjazdów, gdy mózg nie otrzymuje wystarczającej ilości tlenu. Była u lekarzy w Polsce, którzy sprawdzali między innymi stan jej serca. Wszystko jest w porządku. Ich opinia jest taka, że może bezpiecznie startować - powiedziała utytułowana biegaczka narciarska cytowana przez serwis eurosport.tvn24.pl.
Tym samym skończyło się wyłącznie na ogromnym strachu Szwedów, dla których bez informacji będących w posiadaniu Polaków cały incydent wyglądał dużo groźniej. Rucka po otrzymaniu pierwszej pomocy czuła się natomiast na tyle dobrze, że odmówiła nawet wizyty w szpitalu.