Sezon przed przyjściem Thomasa Thurnbichlera do reprezentacji Polski był zarazem ostatnim Michala Doleżala. Czech z kadrą pożegnał się w bardzo słabym stylu i skoczkowie osiągali wyniki poniżej oczekiwań. Austriak od razu tchnął nowe życie w biało-czerwonych, który pod jego wodzą wrócili do czołówki Pucharu Świata i zdobywali medale najważniejszych imprez. Debiut młodego szkoleniowca w reprezentacji Polski był więc udany i dał nadzieję, że skoki w kraju nad Wisłą będą zmierzać w dobrym kierunku.
Thurnbichler o gorącej sytuacji w kadrze
Ale jak to w sporcie bywa, dopiero drugi sezon będzie prawdziwym sprawdzianem. Thurnbichler w rozmowie z "Wprost" zdradził, jakie ma cele na kolejne miesiące i może lata. - Chciałbym zbudować w Polsce coś, co będzie trwało tutaj dłużej niż ja sam. Pragnę stworzyć zdrowy system rozwoju tej dyscypliny i skoczków, także z następnych pokoleń. Wydaje mi się, że poczyniliśmy w tym temacie sporo ważnych kroków. Od samego początku dużo rozmawialiśmy o tym z prezesem Małyszem, z zarządem, trenerami - powiedział Austriak.
Szkoleniowiec zdradził również, co go może denerwować i zdradził, że w polskiej kadrze była jedna gorąca sytuacja. - Zdenerwowałbym się, gdyby któryś z moich skoczków nie trzymał się naszych wartości i zasad. Na przykład gdyby spóźniał się na treningi, albo poszedł na imprezę tuż przed zawodami. W takiej sytuacji powiedziałbym takiemu zawodnikowi: „Ty nie startujesz, wracaj do domu”. W zespole wyznajemy pewne wartości i jeśli ktoś ich nie szanuje, wtedy może mnie wkurzyć - zdradził. - Były takie sytuacje, kiedy prowadziłem juniorów, a jedna zdarzyła się też w polskim zespole. Musiałem zareagować rygorystycznie, lecz potem usiedliśmy, porozmawialiśmy i wszystko było okej - wyjawił Thurnbichler.