Radwańska Walentynki

i

Autor: archiwum se.pl

RADWAŃSKA ma swoją Walentynkę. Polka gra z Wickmayer w ćwierćfinale turnieju w Dausze

2014-02-14 12:30

Agnieszka Radwańska (25 l.) w dość dziwnych okolicznościach awansowała do 1/4 finału turnieju WTA w Dausze. Przy stanie 6:4, 0:1 i 40-0 dla Polki jej chorwacka rywalka Mirjana Lucić-Baroni skreczowała z powodu kontuzji pleców. W pomeczowym wywiadzie na korcie Isia została zapytana, czy ma swoją Walentynkę. - Tak, mam - odpowiedziała nasza gwiazda.

Agnieszka Radwańska jest coraz bliżej awansu na 3. miejsce w rankingu WTA. Polka jest już w 1/4 finału turnieju WTA w Dausze, a jeżeli pokona kolejną przeszkodę, wyprzedzi w notowaniu Białorusinkę Wiktorię Azarenkę, która z katarskiej imprezy wycofała się z powodu kontuzji. Kogo teraz musi ograć Isia? Jej kolejną rywalką będzie Belgijka Yanina Wickmayer (nr 72 WTA). Spotkanie powinno rozpocząć się w piątkowy wieczór, ok. godz. 19.

Wczorajszy mecz z Mirjaną Lucić-Baroni zaczął się dla Isi świetnie. Polka prowadziła już 3:0, a potem 4:1. Ale wtedy Chorwatka zaczęła grać naprawdę dobrze. Agresywną grą zepchnęła Agnieszkę do defensywy, doprowadziła do remisu 4:4 i mało brakowało, żeby wyszła na prowadzenie z przełamaniem! Isia miała sporo szczęścia. Jakoś wyszła z opresji, a potem udało jej się wygrać seta, ale już na początku drugiej partii dała się przełamać agresywnie grającej rywalce.

Wtedy Mirjana Lucić-Baroni doznała kontuzji pleców. Po interwencji medycznej próbowała wrócić do gry, ale chwilę później musiała skapitulować, ból był za silny.

- Wygrywanie meczów w taki sposób nie jest fajne. Ona grała naprawdę dobrze. Przykro mi, że doznała kontuzji - mówiła tuż po spotkaniu Agnieszka.

Kiedy w pomeczowym wywiadzie Polka została zapytana, czy ma swoją Walentynkę, odparła, że owszem, ma. O kogo chodzi? Plotkuje się, że jest nią sparingpartner naszej gwiazdy Dawid Celt. Tenisiści byli widywani razem. W każdym razie na pewno - ktokolwiek jest Walentynką Agnieszki - ukochanego krakowianki nie ma w Katarze.

- Czy twoja Walentynką jest z tobą w Dausze? - zapytał Polkę w pomeczowym wywiadzie reporter.

- Nie - odparła Isia.

Wtedy do naszej gwiazdy podszedł mały arabski chłopiec z biało-czerwonym szalikiem. Wręczył jej jakiś rysunek i zapytał: - Będziesz moją Waletnynką?

- Oczywiście! - odparła rozbawiona Radwańska.

Jerzy Janowicz ograł słynnego Haasa. Przeczytaj o sukcesie Jerzyka w Rotterdamie

Kiedy Agnieszka udzielała zabawnego wywiadu, jej zapłakana rywalka opuszczała kort. Mirjana Lucić-Baroni zajmuje dopiero 110. miejsce, ale jej odległa pozycja w rankingu jest nieco myląca. Doświadczona 32-letnia Chorwatka potrafi być bardzo groźna, co pokazała w pojedynku z Isią i kto wie, jak skończyłby się ten mecz gdyby nie nieszczęsna kontuzja pleców.

Jako nastolatka Mirjana uważana była za wschodzącą gwiazdę, wielką nadzieję chorwackiego tenisa, porównywano ją do słynnej Steffi Graf. W 1999 roku doszła do 1/2 finału Wimbledonu. Najwyżej w rankingu była na 32. miejscu, ale potem dobrze rozwijającą się karierę zatrzymały problemy osobiste. Po latach Mirjana zdradziła, że jej ojciec Marinko od dziecka znęcał się nad nią. Okazała się kolejną ofiarą częstych wśród tenisowych gwiazd toksycznych relacji z rodzicami.

- Ojciec okazał się moim największym wrogiem. Bił mnie tak mocno i często, jak tylko można to sobie wyobrazić - opowiadała tenisistka, która z powodu depresji i problemów finansowych przerywała karierę i przez długie lata tylko sporadycznie wracała na kort. Wypadła z pierwszej setki.
W ostatnich latach Lucić-Baroni stara się wrócić do czołówki. Do turnieju w Dausze przebiła się przez kwalifikacje. Przed pojedynkiem z Radwańską pokonała mocną Rosjankę Anastazję Pawliuczenkową (nr 21 WTA).

Janowicz kontra Berdych. Polsko-czeskie starcie gigantów. O której? Gdzie transmisja? Zobacz

Najnowsze