Jerzy Janowicz zaraz po występie w wielkoszlemowym Wimbledonie zdecydował się zagrać w turnieju WTA Challenger w Brunszwiku. W Niemczech tenisiści grają na mączce, ale Polak potrzebuje pilnie punktów. Chce awansować co najmniej w okolice 100. miejsca (obecnie nr 141), żeby zagrać bez kwalifikacji w US Open. Zdobycz za III rundę Wimbledonu gwarantuje mu skok w okolice 109. pozycji. Jak sam ocenia, w Brunszwiku potrzebuje trzech zwycięstw.
Dwa mecze już wygrał. W czwartek pokonał 6:4, 7:6(7-4) Portugalczyka Gastao Eliasa. W pierwszym secie Polak dał się przełamać, ale szybko odrobił straty, a potem zdominował solidnego, ale wyraźnie słabszego fizycznie przeciwnika. Janowicz nękał Eliasa kick serwisami (piłka odbija się po nich wysokim kozłem), z którymi Portugalczyk zupełnie sobie nie radził. Polak grał też oczywiście swoje ulubione skróty. Po jednym z nich... rozpędzony Elias wpadł z impetem w siatkę. W drugim secie Janowicz prowadził już 4:0 a potem 5:2, ale wtedy za bardzo się rozluźnił. Zaczął grać nonszalancko, popełniał proste błędy. Nie wykorzystał dwóch piłek meczowych i pozwolił rywalowi odrobić straty. Na szczęście w tie-breaku łodzianin potrafił znów wykorzystać swoje atuty.
Po awansie do 1/4 finału Janowicz jest już pewny, że w poniedziałek wskoczy co najmniej w okolice 104. miejsca. O półfinał zagra w piątek. Jego rywalem będzie Niemiec Maximilian Marterer (nr 120) lub inny Niemiec Oscar Otte (nr 170).