Komedia. Jedna z najgłupszych sędziowskich decyzji, jaką kiedykolwiek mogli zobaczyć kibice tenisa. Miejsce: kort tenisowy. Czas: drugi set. Okoliczności: zagranie Tajwanki. Piłka przelatuje nad siatką. Uderza w kort. Do piłki dopada Radwańska. Odbija piłkę, ta wraca do Su-Wei. Sielankę przerywa komunikat sędziego liniowego: aut po zagraniu Hsieh. Arbiter główny poprawia jednak liniowego i ogłasza, że Tajwanka zagrała w kort. Polka chwilę się pospierała, ale potem zaczęła szykować się do serwisu przekonana, że punt będzie powtórzony. Bo przecież nawet jak nie było autu, to odegrała piłkę. Kurtyna.
Akt drugi. Awantura. Sędzia już dawno odfrunął. Przyznał punkt rywalce Polki, bo jak twierdzi, zapomniał, czy nasza tenisistka przebiła na drugą stronę. Pewnie nie patrzył. Do gry wkroczyć musiała pani supervisor. To ona przemówiła arbitrowi do rozumu. Przemówiła, chociaż facet wyraźnie chciał dać nogę. Siedział, mącił, tłumaczył decyzję, bronił jej, bronił siebie, ale przewagę szybko uzyskała krakowianka.
No bo co jak co, ale Agnieszki Radwańskiej od tej strony to my nie znaliśmy. Jaka energia, ekspresja, emocje! Tylko wyrazić to na korcie i już nikt nie powie, że Isia nie ma dostatecznie dużej energii w uderzeniach!