Iga Świątek bardzo dużo pracuje z psychologiem i często podkreśla, jak ważne dla niej jest przygotowanie mentalne do kolejnych występów na korcie. Młoda Polka często porusza temat zdrowia psychicznego i problemów, z jakimi muszą się mierzyć profesjonalni sportowcy. Niedawno Iga Świątek przekazała 200 tysięcy złotych na fundacje walczące z chorobami psychicznymi, za co była chwalona na całym świecie. Teraz tenisistka z Raszyna znów wzbudziła podziw, otwarcie mówiąc o problemach, z jakimi mierzą się co miesiąc kobiety, także te uprawiający wyczynowy sport. Chodzi o okres i PMS czyi zespół napięcia przedmiesiączkowego. Iga Świątek na otwarcie rywalizacji w WTA Finals w Guadalajarze zagrała bardzo słabo i przegrała 2:6, 4:6 z Marią Sakkari. Pod koniec spotkania z Greczynką nasza tenisistka popłakała się i długo nie potrafiła powstrzymać łez. Dlaczego tak się zachowywała? Teraz Iga Świątek zdradziła szczerze przyczyny, o czym przeczytasz poniżej.
ZOBACZ: Iga Świątek zarobiła w Master fortunę mimo dwóch porażek! PREMIE w WTA Finals
Iga Świątek zdradziła, że jej zaskakujące zachowanie mogło być spowodowane właśnie zbliżającym się okresem i PMS. - Przez ostatnie dwa dni starałam się zrozumieć, dlaczego czułam się tak fatalnie w czasie spotkania z Marią. Nie chcę szukać wymówek i usprawiedliwiać się. Ciężko jest o tym mówić, bo w sporcie nie jest to aż tak częste. Ale tego dnia PMS (syndrom napięcia miesiączkowego, red) naprawdę mocno mi dokuczał. Mówię o tym również z myślą o młodych dziewczynach, które w takich chwilach nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Nie martwcie się, to normalne. Każda z nas to ma - powiedziała Iga Świątek. Szczere słowa Polki obiły się już szerokim echem w mediach społecznościowych. Eksperci i kibice chwalą naszą tenisistkę za otwartość i poruszenie ważnego problemu, o którym często inni boją się mówić. Co ciekawe, kiedy Agnieszka Radwańska w 2012 r. odpadła szybko z turnieju olimpijskiego w Londynie, jej trener Tomasz Wiktorowski zdradził wtedy obecnym tam dziennikarzom, że krakowianka również tego dnia czuła się fatalnie z powodu okresu.
PRZECZYTAJ: Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej: W kobiecym tenisie zdarzają się takie dni
Iga Świątek po porażce 6:2, 2:6, 5:7 z Białorusinką Aryną Sabalenką nie ma już szans na wyjście z grupy i awans do półfinału. Polka grała dobrze, a w dramatycznej końcówce była dwie piłki od zwycięstwa. Niestety nie dała rady. - Nie podchodziłam do tego meczu jak do walki o przetrwanie. Starałam się nie myśleć, że jak przegram, to stanie się coś strasznego, bo czasem ciężko jest mi pamiętać, że tenis to nie jest całe życie - powiedziała po meczu z Sabalenką Iga Świątek. - Z pomocą Darii Abramowicz i mojego taty złapałam trochę więcej dystansu i wróciłam do odpowiedniego nastawienia. Ten mecz miał udowodnić, że przez dwa ostatnie dni zrobiłam dobrą, konstruktywną robotę i pokazać, że mogę zaufać swojej głowie. Wiedziałam, że przy odpowiednim nastawieniu mentalnym nie popełnię tych samych błędów co w pierwszym pojedynku - dodała Polka.
SPRAWDŹ: Iga Świątek - Paula Badosa O KTÓREJ GODZINIE? Jest plan gier, znamy godzinę meczu w WTA Finals!
Na koniec rywalizacji w grupie Iga Świątek zagra z Paulą Badosą, która w tym turnieju nie straciła jeszcze seta (6:4, 6:0 z Sabalenką i 7:6, 6:4 z Sakkari) i jest już pewna awansu do półfinału. Dla Igi, która prywatnie bardzo lubi się z Hiszpanką, to okazja do rewanżu za bolesną porażkę w turnieju olimpijskim w Tokio. Powalczy też o 110 tys. dol. (440 tys. zł), premię za wygrany mecz w grupie. – Można to spotkanie nazwać meczem o honor, ale wiem też, w jakiej formie jest Paula – mówi Iga. – Widać, że ostatnie wygrane dały jej dużo pewności siebie. Ja będę się skupiać na tym, aby trochę odpocząć, a w poniedziałek dać show i pokazać niezły tenis. I to, czy wygram, czy przegram, nie ma dla mnie żadnego znaczenia – przekonuje Świątek.