Iga Świątek od początku meczu miała duże problemy przeciwko bardzo silnej fizycznie Madison Keys, która potwierdziła wysoką formę. Wiadomo było, że Amerykanka będzie potężnie serwować i uderzać piłki z niesamowitą siłą, ale zaskoczyła też znakomitą grą w defensywie i solidnością w kluczowych momentach. W drugim secie zestresowana Polka wyraźnie się usztywniła i grała bardzo słabo (aż 40 niewymuszonych błędów w całym meczu). Decydujący set był dramatyczny i bardzo zacięty. Wydawało się, że Iga Świątek w swoim stylu w końcówce wyszarpie zwycięstwo. Niestety nie wykorzystała piłki meczowej. W super tie-breaku walczyła jak lwica, popisując się niesamowitymi zagraniami, ale w ostatniej akcji znów popsuła prostą piłkę, zagrywając w aut.
- Trudno powiedzieć co zdecydowało o mojej porażce, bo to była kwestia jednej lub dwóch piłek - analizowała Iga Świątek. - A co zrobiło różnicę? Ten mecz był długi, więc miał wiele różnych zwrotów akcji, które mogłabym wskazać. Ale myślę, że pod koniec Madison była po prostu bardzie odważna w swoich decyzjach, naciskała na mnie, kiedy musiała. A ja nie czułam się tak swobodnie jak w poprzednich meczach, aby naciskać również w ważnych momentach. Przeciwniczki, z którymi grałam wcześniej, grały też w innym tempie niż Madison - dodała Polka.
Iga Świątek w drugim secie zupełnie zgasła i dała się zdominować rozpędzonej Madison Keys. Tę partię przegrała w bardzo kiepskim stylu aż 1:6. Co się z nią wtedy stało?
- Po prostu przestałam się poruszać, a nie ma szans na wygranie meczu, kiedy się nie ruszasz - stwierdziła z uśmiechem Iga Świątek. - Myślę, że to był taki mecz 50 na 50. Może bym go wygrała, gdybym potrafiła wygrywać dzisiaj łatwe punkty swoim serwisem, a ona potrafiła to robić i często wydostawała się w ten sposób z kłopotów. Ja nie serwowałam tak dobrze, więc to mogło zrobić różnicę. Ale mecz od początku był bardzo zacięty. Drugi set był taki, że chciałam o nim po prostu zapomnieć i wrócić do swojej gry. W pierwszym i trzecim secie nie miałam takiej kontroli jak w poprzednich meczach, ale myślę, że grałam dobrze. Ona grała po prostu lepiej. Zrobiłam wszystko, co mogłam i nie powiedziałabym, że zaliczyłam tutaj jakąś wpadkę i że powinnam to wygrać - dodała Iga.
A jak Iga Świątek podsumowała start sezonu? Porażka w półfinale Australian Open po tak zaciętym pojedynku i niewykorzystanej piłce meczowej to z pewnością ogromne rozczarowanie, ale Polka wskazała też pozytywy.
- Teraz trudno o tym mówić, ale ogólnie oceniam start sezonu całkiem pozytywnie. Czułam się tutaj trochę lepiej niż w poprzednich latach. Na pewno United Cup zawsze przynosi wiele pozytywnych emocji, ale tutaj zawsze czułam się nieco spięta i nie zawsze szczęśliwa. W tym roku było inaczej i na pewno doda mi to pozytywnej energii na resztę sezonu. Na pewno chciałam osiągnąć tutaj więcej. Zagrałam w półfinale i chciałam go wygrać, ale myślę, że jeśli będę ciężko pracować, będę miała więcej szans w przyszłości i może je wykorzystam - komentowała Iga Świątek. - Myślę, że jestem nieco rozpieszczona, bo zazwyczaj kiedy miałam okazję wygrać mecz, to go wygrywałam. Oczywiście jestem rozczarowana, ale taki jest sport i nie zawsze wszystko ułoży się po mojej myśli. Madison naprawdę wykonała swoją pracę tak, jak powinna i całkowicie zasługuje na to, żeby być w finale.